Siedzę w tekście, piszę. Umyłem kryształowy żyrandol w przerwie i teraz się świeci, o czym wspominam z dwóch powodów. – Jak człowiek tak się w tekście nasiedzi (sprawa kompletnie irracjonalna a efektu długo nie widać) to dobrze jest jakiś konkret wykonać. Na przykład posprzątać. Efekt szybki i poczucie, że na coś się moja praca przydaje. Ale wspominam o kryształowym żyrandolu również dlatego, żeby się nim pochwalić. Mam, od lat zresztą. Jestem autorem książek, który lubi coś dobrego czy ładnego czasem kupić, nie chodzę w pokutnym worku, nie oszczędzam na oświetleniu na przykład – to znaczy nie piszę przy świeczce itd. itd. W dodatku od ponad roku jestem ambasadorem marki modowej Josz, o czym tu zresztą pisałem i bardzo to jest dobra i owocna współpraca. I chodzę dobrze ubrany. I lubię Josz.
A, i zawsze, jako autora, reprezentowała mnie agencja, co znaczy, że świadomie negocjuję umowy, stawki i dbam o to, aby zarabiać a nie aby nie zarabiać.
I nie jest to, co wyżej prozą “Samochwała w kącie stała” tylko odpowiedź na hejt, jaki w sieci spotyka wybitnego (tak uważam) pisarza Szczepana Twardocha, który reklamuje wybitną (nie mam wątpliwości) markę Mercedes. Nie rozumiem, o co chodzi w tym wylewie nienawiści wobec Twardocha. Że jak pisarz, to ma chodzić w worku pokutnym, jeść kiełki wyrwane z kartofli albo kit z okien i jeździć miejskim taborem? Czy decyzja Mercedesa aby zaangażować do reklamowania aut wybitnego pisarza godzi w literaturę? Przeciwnie. Uważam, że daje ludziom sygnał, że inteligentni też istnieją i warto na nich postawić.
Czytam, że wiele osób już więcej nie będzie czytać Twardocha, bo śmiał się związać z komercją itd. Dobre sobie. To jak wsiądzie do merca, to będzie gorzej pisał, bo go klimatyzacja samochodowa tak trzepnie, że mu się jedna z klepek odklei? Ratunku!!! A może przestanie myśleć od szybkiej jazdy? Raczej się nie da, bo szybka jazda już do lamusa przeszła od zaostrzenia przepisów.
Jeżdżę metrem, bo umiem. Jakby mi ZTM dał roczny bilet za reklamowanie taboru, to się mogę sfotografować i z peronu i ze środka wagonu. Ujmy żadnej nie widzę.
Czyśmy już jako społeczeństwo zupełnie ogłupieli? Stać nas już tylko na liczenie cudzych pieniędzy?
Dla mnie to nie jest jedynie sprawa czyjejś opinii (lub opinii w liczbie mnogiej), z którymi można się zgadzać lub nie. To mały fragment rzeczywistości, która nasączona jest złością, jadem i hejtem. Najlepiej się obrazić i ukarać. Wojciechowi Żukrowskiemu czytelnicy odnosili do domu książki, bo poparł Jaruzelskiego. Żukrowski był bardzo dobrym pisarzem. “Porwanie w Tiutiurlistanie” jest genialne i genialnie zapomniane. Jego opowiadania tajemnicze, mroczne, mięsiste. Oddawanie książek pisarzowi to jego cywilna śmierć. Ale przynajmniej jego czytelnicy mieli jakiś racjonalny powód. Nie rozumieli poparcia wprowadzenia stanu wojennego. Historia rozstrzygnie. Ale rzecz działa się jednak na dużym planie. Nie o auto lub brak auta.
Więc widzę to w szerszym kontekście społecznym. Jadu, który się sączy w sieci. Wystarczy otworzyć jakikolwiek tekst na forach i poczytać opinie internautów. Włos się jeży na głowie. Ciarki przechodzą.
Więc może zamiast zajmować się głupotami, wytykać, kto ile zarobił a ile nie, kto ma etos pisarza a kto nie, warto się przyjrzeć temu, co dzieje się naprawdę, spróbować to zmienić, nie wiem, wpłynąć jakoś. Może warto przyjrzeć się swoim rodzinom, swoim dzieciom, czy aby w sieci nie uprawiają – jak my – hejtu? Po samobójczej śmierci czternastolatka, którego koledzy przezywali pedziem, ci sami gimbaziści zakładają w sieci strony wyrażające ich zachwyt tą śmiercią. Że – ich zdaniem – dobrze się stało itd. Pokolenie zerowej empatii wyrosło nam pod okiem. Pokolenie bez jakiejkolwiek refleksji. Oczywiście, nie mogę generalizować, sam tu ostatnio pisałem o młodzieży, która nie chce już więcej oglądać telewizji, bo daje zły przykład. Ale ktoś jednak ten hejt z siebie w sieci wylewa. To jest więcej niż przerażające. Kto jest odpowiedzialny za to zdziczenie emocji? Jestem tym absolutnie przerażony. I wstydzę się, że tak jest. Wylew frustracji, zazdrości i kompleksów. Co stało się z solidarnością, którą wzięliśmy kiedyś na sztandary? Ludzie, co stało się z wolnością? Jeżeli definicja wolności to dzisiaj hejt, to znaczy, że stało się z nami coś bardzo złego. Bo w hejcie nie ma miejsca na solidarność, rozumienie, empatię, rozwój. W hejcie jest miejsce na NIC.
Nie wiem, w Polskę powinno chyba wyruszyć tysiące antropologów i socjologów, żeby zacząć z ludźmi rozmawiać i próbować coś zmienić w myśleniu, w mentalności. Zdaje się, że antropologia i socjologia a nie informatyka powinny być kierunkiem w tym kraju najbardziej obleganym.
A skąd to wiem? – Z myślenia.
PS A po napisaniu powyższego w ogóle żałuję, że użyłem słowa “hejt” bo brzmi jak “cool”, to jakieś modne słowo ostatnio i błyszczeć zaczęło i znaczyć przestało, co znaczyło. Hejt to przecież nienawiść. I nie można tego dłużej ukrywać.