To, co najważniejsze

Barbara Krafftówna jako Marlena Dietrich w moim monodramie "Błękitny diabeł", który reżyserowała wspólnie z Józefem Opalskim. Zdjęcie ze strony culture.pl

Zakończyliśmy dzisiaj nagrania rozmów do książki “Krafftówna w Krainie Czarów”, która ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński (gdzie wydałem już swój zbiór wywiadów “Hotel Europa”). Nagrywaliśmy z panią Basią od ubiegłego roku. W miarę regularnie. I zawsze w tym samym miejscu. W Faktycznym Domu Kultury na ulicy Gałczyńskiego, za co dziękujemy Instytutowi Reportażu. Miejsce gościnne, przyjacielskie i dla nas ważne, że się z tą książką i z nami związało. Pani Basia zakochała się w FDK-u w czwartek nie chcący i od pierwszego wejrzenia. I już chciała rozmawiać tylko tam. Bardzo nam pomogli Agnieszka Hryniewicka i Rafał Szczechura, bo jednak była to cała logistyka, żeby mieć za każdym razem po kilka godzin absolutnego spokoju.

A przecież mija jakieś dziesięć lat od mojego spotkania z panią Basią, która zagrała najpierw napisany na jej zamówienie monodram “Błękitny diabeł” (byłem absolutnie zaskoczony, kiedy zadzwoniła, żeby u mnie ten tekst zamówić), a później też napisaną na jej zamówienie sztukę “Oczy Brigitte Bardot” (grała z Marianem Kociniakiem). Tyle różnych doświadczeń, rozmów i spotkań nas łączy, że te nagrania były właściwie pieczęcią.

Wchodzę teraz w nowy etap pracy. W tekst. Wprawdzie już w nim siedzę, bo pracuję nad redakcją poszczególnych rozmów od miesięcy, ale teraz etap wysysania esencji, muszę wydobyć sam nektar i go Czytelnikowi aplikować jak zapachowe nuty w kreowaniu perfum.  W każdym razie lato jest w pisaniu, i to bardzo.

Zawsze dokumentuję więcej niż jedną książkę i tak było i tym razem. Od jakiegoś czasu nagrywam wspaniałych, wybitnych aktorów Teatru Studio Irenę Jun i Stanisława Brudnego. Powstaje z tych rozmów książka “To, co najważniejsze”, która ukaże się zapewne przed Bożym Narodzeniem i jest pięknym hołdem, jaki tej parze składa Teatr Studio. Dla mnie to i frajda i radość, że mogłem poznać i spędzić trochę czasu z aktorami, których cenię i którym zawdzięczam swoje wielkie teatralne przeżycie i wzruszenie (pisałem tutaj o spektaklu “Józef i Maria”). Nasze rozmowy jeszcze trwają. Propozycję tej książki przyjąłem z dużą radością. I to dla mnie wielka przygoda. Po jednej z rozmów poszliśmy ze Staszkiem Brudnym na obiad. Mówił o podróżach i o tym jak lubi szukać nowych smaków. Słuchałem i patrzyłem z zachwytem. Pomyślałem, że może ja też kiedyś taki będę. Zobaczyłem w nim siebie z przyszłości. A miałem podstawy, bo urodziliśmy się tego samego dnia. I widzę w sobie podobny apetyt na życie. Na truskawki, czereśnie, na sierpnie i wrześnie. Tak się wgryzać w życie, aż sok pocieknie po wargach. I chyba te rozmowy są właśnie o tym. O zgęszczonym soku – jak napisała kiedyś jedna z moich ulubionych pisarek Anna Bolecka.