nad Wisłą

Gdyby lato było latem, Warszawa byłaby naprawdę plażowym miastem. Nowe miejsca spotkań, miejskie plaże rozświetlone kolorowymi żarówkami i lampionami, leżaki, coraz więcej przyjaznych miejsc wzdłuż Wisły to naprawdę nowa wartość. Jeszcze kilka lat temu oferta wakacyjna w Warszawie była właściwie żadna. Wciąż jeszcze jest wiele mankamentów i upośledzeń, nawet w centrum miasta nie można zjeść kolacji po 22.o0 a często nawet po 21.00, co dziwi obcokrajowców. Słyszą najczęściej, że drinka owszem, ale kuchnia działa tylko do 20.00 lub 21.00. Mam nadzieję, że i to zacznie się zmieniać. Mieszkam w Warszawie od 1996 roku i naprawdę wrosłem w miasto. Byłem szczęśliwy, kiedy Joanna Rajkowska – wywołując debatę – postawiła palmę u zbiegu ulic Nowy Świat i Aleje Jerozolimskie. Do dzisiaj jestem wielbicielem tej palmy.

Wczoraj wieczorem, w klubie Cud nad Wisłą, na tyłach Biblioteki Uniwersyteckiej i Centrum Nauki Kopernik, nad samą rzeką, pomiędzy rozświetlonymi mostami, Ela Czerwińska zagrała nasz monodram “Smażone zielone pomidory”. Mieliśmy obawy i wątpliwości, bo dotąd nie grała w plenerze, bo przez cały dzień było szaro, chwilami deszczowo, bo było dosyć chłodno, a spektakl zaplanowany był na 21.30, więc trochę późno jak na środek tygodnia. Organizatorzy (a także nasza wspaniała agentka Agata Kabat), stanęli na głowie, żeby w ciągu dwóch godzin zbudować tam namiastkę teatru, a widzowie, co było chyba największym dla nas zaskoczeniem, nie tylko dopisali, ale i z uwagą i skupieniem, owinięci ciepłymi kolorowymi kocami, oglądali spektakl, wspaniale reagując. Przyszła naprawdę liczna publiczność i mimo warunków, przecież w tle jest miasto, przejeżdżają auta, słuchała z zainteresowaniem.

Obserwuję Elę, odkąd pracujemy razem, od telewizyjnej premiery spektaklu Ani Mentlewicz “Kochany synu”, kiedy Ela grała monodram na żywo. Podziwiam jej zapał i jej determinację w powrocie do zawodu, a dzisiaj już praktycznie w zawodzie. To, że umie się zmobilizować w każdych warunkach, że nie zjada jej stres, że zawsze daje z siebie najwięcej, że się tak pięknie rozwija i że jest taką dobrą, wspaniałą aktorką. Wczoraj, kiedy siedziałem obok kolegi, który zajmował się akustyką spektaklu, usłyszałem od niego w trakcie: “Boże, jaka to jest dobra aktorka, jak umie na sobie skupić uwagę, popatrz, jak jej słuchają”. I myślę, że to najpiękniejszy komplement, jaki może usłyszeć aktor.

Wierzę zarówno w życie “Smażonych zielonych pomidorów” na scenie, jak i w Eli przyszłość zawodową, bo pojawiła się i rozbłysła nagle dojrzała, ciekawa i charyzmatyczna aktorka.

Cieszę się z wczorajszego spektaklu, był pięknym prezentem dla nas wszystkich tego deszczowego i szarego lata. Soczysty, mimo wszystko ciepły wieczór.

Za oknem szaro. Tak chciałbym słońca. Tak chciałbym w końcu się ogrzać, po wszystkim, co się przydarza w życiu, po złym i dobrym, po słonym i słodkim, z całym jego smakiem, i moim na nie apetytem.

Może dzisiaj uda mi się coś przeczytać, przemyśleć, wyciszyć, złapać równowagę, posłuchać dobrej muzyki, pobyć ze sobą, po prostu znaleźć więcej światła. Przecież o tym jest nasz spektakl, jak i powieść Fannie Flagg.