Skoro obiecałem. Życie jest szybsze od bloga. Bardziej intensywne. Smakowite, nawet jeśli zbyt cierpkie i gorzkie. Kot Alfredo, który zamieszkał pod nowym adresem 24 maja, otworzył dzisiaj pierwsze oko. Ma siłę i chęć życia, której można by się uczyć, jest dzielny chłopak. Prawdopodobnie został porzucony przez matkę albo zgubiła go przenosząc gniazdo. Tego już się nie dowiem. Kot Tutka fuka, ale toleruje. Nie jest zazdrosna, tylko nie chce, aby mały znalazł się w jej orbicie. Po prostu koci świat. W dzieciństwie oglądałem bajkę “Przygody kota Filemona” – i trochę tak zapamiętałem relacje pomiędzy dorosłym kotem a gówniarzem. Teraz mam te przygody na co dzień.
Koty i książki. Wczoraj przyłapałem Kota Tutkę aparatem (w telefonie, stąd jakość), kiedy sobie odpoczywała w książkowym lesie. Tym razem wybrała książki o sztuce. A ja dzisiaj słowo o poezji.
Mniej więcej tydzień temu dostałem od Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej, czyli Gali, jej nowy tomik wierszy “Performance”. O poezji Gali pisałem tu kilkakrotnie. Zawsze uderza mnie swoją bezpośredniością, brakiem kompromisu, pociętą codziennością, która staje się metafizyczną, omal Biblijną przypowieścią. Gala z książki na książkę zaskakuje. Ale czytam Galę z coraz większą trudnością. “Performance” to już nie jest książka, którą można by tak “od deski do deski” przeczytać, bezkarnie, strona po stronie i wiersz po wierszu. Czytam ten zaledwie czterdziestostronicowy tomik od tygodnia i chyba tak samo trudno jest w niego wejść jak i z niego wyjść. Trudno jest w nim zamieszkać. Mimo to hipnotyzuje swoim rytmem, muzycznością. – Muzykę w wierszach Gali widzę od dawna, dwie jej książki podarowałem kiedyś Renate Jett, namawiając do śpiewania. Bardzo bluesowa jest Gala. Wioletta Grzegorzewska napisała, że “Performance” to najbardziej intensywna i odważna książka poetycka napisana przez kobietę w ostatniej dekadzie. To jest bardzo odważna i bardzo intensywna książka, Gala zawsze tworzyła prawdziwą, uderzającą po głowie, poezję. Mam wrażenie, że Gala nie dość jest doceniona, nie dość zauważona, a w moim odczuciu, jest w pierwszej lidze. Ma odwagę rozliczać się boleśnie ze światem i może jeszcze boleśniej z sobą samą. Jej poezja niczego nie mitologizuje. Każdym słowem, każdym wersem otwiera, tnie jak skalpel, po prostu boli. Nie pozostawia nadziei. Nie, to nieprawda. Pozostawia nadzieję i możliwość ucieczki. Można schować się w delirycznym rytmie wielkiego miasta, w gęsim puchu dzieciństwa, za oknem pekaesu.
Ból to również temat znakomitego wywiadu z Edytą Bartosiewicz, jaki w najnowszym “Zwierciadle” przeprowadziła Anna Bimer. Naprawdę tej rozmowy zazdroszczę i naprawdę warto ją przeczytać. Artystka mówi w niej: “Nie umiałam sobie dawać rady z emocjami. Nigdy. A we mnie były takie napięcia i takie energie, że… naprawdę nie musisz być narkomanem czy alkoholikiem, żeby zrujnować sobie zdrowie. Wystarczy, że nie masz kontaktu ze sobą, I wszystko, co przychodzi z zewnątrz, dotyka cię do żywego, bo nie masz dystansu, obrony, oparcia w sobie”. Tylko ten jeden cytat, bo trzeba przeczytać tę szczerą rozmowę, która tłumaczy wieloletnią nieobecność Edyty Bartosiewicz na polskiej scenie muzycznej. (“Idąc za swoim głosem”, Zwierciadło czerwiec 2011).
Genowefa Jakubowska-Fijałkowska
Diagnoza
ty kochana nie stawiaj mi diagnozy
jestem najlepszym terapeutą dla siebie wal się mała
piszę dziennik
na poboczach wielkiego miasta poemat bezdomności wewnętrznej
mam dość kopulacji prokreacji
spuszczania w ręczniki papierowe spermy
nie będzie diagnozy:
wyniosę twoje śmieci w reklamówkach otworzę okno
zapalę kadzidełka opium las deszczowy drzewo sandałowe
i hare kryszna bo tak cudnie cię rozwala
pozbieram z dywanu pety pięciogroszówki kapsle puszki
włosy anielskie siano w żłobie leżysz
ości z karpia powyciągam z szyi delikatnie z nienawiścią
choinkę wbiję w gardło z miłości
pościel przebiorę poduszki z pierza usypię jak gęsie puchy dzieciństwa
wykąpię jak syna położę do pościeli byś delirium przeżył w bieli
tylko nie gaś w nocy światła
(z tomiku “Performance”, Poznań 2011).