Miałem dzisiaj pisać o świetle.
Bo przecież coraz go więcej. I piękne mamy lato tej wiosny. Magnolia sąsiadów pełna już liści i coraz mniej na niej kwiatów. A tak cieszyła. Za to stara grusza w ogrodzie kwitnie. Choruje od kilku lat. Co roku trudna decyzja, zostawić ją, czy nie. I potem znów kwitnie jak szalona, żeby później wydać z siebie niedorozwinięte owoce, spadające zanim się dobrze wylęgną. Na razie kwitnie tak, jakby nie miała wieku.
Wczoraj w kinie Muranów prowadziłem spotkanie z panem Andrzejem Wajdą, po pokazie jego filmu “Wielki Tydzień”, w ramach Festiwalu Filmowego “Żydowskie Motywy”. Bardzo to są dla mnie zawsze ciekawe rozmowy. Wczoraj o pokoleniu, któremu oddaje głos w swoich filmach. Pokoleniu, które zginęło w czasie wojny. Ale nie tylko. W ogóle dużo ważnych tematów. I trochę trudnych pytań moich, i publiczności. Po spotkaniu kupiłem listy Andrzeja Wajdy i Jarosława Iwaszkiewicza, skromną książeczkę wydaną przez Zeszyty Literackie. Od razu zacząłem czytać. To była genialna lektura na dzisiaj. Wybitni twórcy, którzy – mimo dużej różnicy wieku – znajdują w sobie nie tylko porozumienie ale i inspiracje. Patrzą na siebie z ciekawością. Iwaszkiewicz na dynamizm i energię Wajdy. Wajda zaś na dojrzałość Iwaszkiewicza, ale i pewien dystans. Bardzo to mądra lektura. I przyjemność zanurzenia się w ich świecie. Wajda ma projekt za projektem, film za filmem, spektakl za spektaklem, zmienia kraje, jest w nieustannym ruchu. Iwaszkiewicz z rzadka gdzieś wyjeżdża, żeby uciec ze Stawiska. Ale zanurzony jest w spokoju swojego pisania. A właściwie w szukaniu pisania. W 78 roku Jarosław Iwaszkiewicz pisał: “To, co napisałeś o Pannach z Wilka, szczególnie mnie uderzyło: tyle światła. Tak, to jest to. One są prześwietlone letnim pogodnym światłem, od chwili otrzymania Twego listu nie przestaję o tym myśleć, choć ostatnio daleki byłem myślami od tego opowiadania”.
A potem wiadomość, że dzisiaj nad ranem w swoim domu odszedł jeden z najważniejszych dla mnie Poetów, Tadeusz Różewicz. Zresztą wielokrotnie w swoim blogu odnosiłem się do jego wierszy i jego filozofii. Ostatnio bardzo poruszony dokumentem, jaki zrobił z Tadeuszem Różewiczem Piotr Lachmann, zresztą ważny i dla Iwaszkiewicza. To był mój tekst “Zawsze niebo”. I można go przeczytać tutaj:
Kiedy wyszła moja książka “Bagaże Franza K., czyli podróż, której nigdy nie było” – opowieść o polsko-żydowskich kontekstach w biografii Kafki posłałem panu Różewiczowi, jako wielbiciel jego wspaniałej poświęconej Kafce sztuki “Pułapka”. Dostałem wówczas kartkę. Pan Różewicz pisał, że przeczyta ją na wiosnę, kiedy przybywa światła.
Pomyślałem, że w taki dzień jak dzisiaj światła jest mniej. A może właśnie nie? Może taka Poezja jest nieśmiertelna. Może to jest właśnie światło?
Przedwczoraj na otwarciu festiwalu “Żydowskie motywy” obejrzałem film dokumentalny (nagrodzony Oscarem) “Pani spod szóstki” Malcolma Clarke’a. Opowieść 109-letniej mieszkającej w Londynie, a urodzonej w Pradze pianistki Alice Herz Sommer, która przeżyła Holocaust, którą przez całe życie ratowała muzyka. Muzyka nie tylko jako największa ze sztuk, ale muzyka, która jest Bogiem, i zdaje się nawet pani Sommer mówi to w filmie. Codziennie o dziesiątej rano siada do fortepianu, żeby grać. Sąsiedzi mówią, że największą zaletą tego domu jest jej gra. A na ulicy zatrzymują się ludzie, żeby posłuchać. Z jej twarzy nie schodzi uśmiech. Uwielbia się śmiać. Jest pełna optymizmu i miłości do życia. Każdego dnia oddaje życiu hołd. To bardzo poruszający i piękny film o pięknej postaci, która przypomina mi bohaterkę mojej ostatniej książki, prof. Joannę Penson, która każdego dnia, a przecież nie musi, stawia się do pracy, która też przeżyła w życiu to, co najgorsze, a widzi to, co było i jest w nim najlepsze.
Pianistka z Londynu uważa, że światło jest w człowieku. Że tylko należy uświadomić sobie, gdzie szukać.
Fragmenty tego filmu można obejrzeć tutaj:
Tę datę 24 kwietnia będę już zawsze pamiętał. Również dlatego, że dzisiaj wyszła moja nowa książka, powieść “Złodzieje koni”. Niewiele w niej światła chyba, mierzę się z różnymi trudnymi tematami, ale na razie Czytelnicy mówią, że bardzo wciąga, co mnie cieszy. I nie mam już na nic wpływu. Poszła sobie mieszkać do innych domów. Wczoraj mówiłem o niej w Teleexpressie, z okazji Światowego Dnia Książki:
TADEUSZ RÓŻEWICZ
“W świetle dziennym”
Jeszcze inni
siedzą w ciemności
wygodnie
z cukierkiem w sobie
czekają na dramat lub komedię
na białym prześcieradle
kobiety z oczami
które otwierają się i zamykają
z ustami w których
roją się białe zęby
rozbierają się
na oczach zebranych
z otwartych ciał
płynie krew
razem z muzyką
i dialogiem
wszystko tu jest
zabawne wstrząsające
ciekawsze
piękniejsze
niż w świecie realnym
zmalałym nagle
pozbawionym smaku
Kiedy bohater dusi
lub pokrywa
bohaterkę
pocałunkami
odbiorcy przerywają ssanie
cukierka
siedzą z rozchylonymi ustami
mają twarze zwrócone
do białego płótna
które wydziela ze siebie
fosforyczny blask
W świetle dziennym
mała i bezbarwna
jest prawdziwa łza
brzydko wygląda
prawdziwa kobieta
co idzie pod murem
i płacze
ma nos zaczerwieniony
rzęsy bez barwy
sklejone
pończochę na lewej nodze
skręconą
(z tomu “Zielona róża”, za “Poezje zebrane”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1976)