Obecność. Temat, nad którym pracuję od miesięcy. Konieczność zapisywania. Pamięć. Ważność spraw i zdarzeń. Zapamiętane słowa.
Moja rodzina od kilkudziesięciu lat związana jest z rodziną Wieczorków. Moja babcia, we wsi Borzechowo na Pomorzu pracowała u dyrektora szkoły, pana Leona Wieczorka i jego żony. Kiedy w czasie wojny Niemcy zatrzymywali nauczycieli, Babcia pomogła swoim pracodawcom ukryć w okolicznych domach i stodołach ich dobytek, pomóc im. Później syn państwa Wieczorków, który dobrze Babcię pamiętał, a nawet opisał ją w swoim wspomnieniach przyjeżdżał do Borzechowa, również ze swoją żoną Jadwigą. Mieszkali w Łodzi. Później przyjeżdżali ich synowie, którzy kolegowali się z moją mamą i jej braćmi. Później ja zakolegowałem się z dziećmi jednego z tych synów.
Z panią Jadwigą Wieczorek miałem kontakt przez wiele lat. Bywało, że odwiedzałem ją w Łodzi. Któregoś razu dała mi jakieś prywatne papiery, mówiąc, że może to dla mnie ciekawe jako piszącego.
Od kilku lat nosiłem się z potrzebą przekazania tych papierów wnuczce pani Jadwigi, którą znam. Nie mieliśmy ze sobą długo kontaktu. I nagle dzwonię z pytaniem, jak babcia. – Babcia wczoraj zmarła – odpowiedziała.
Pomyślałem, że to niesamowite, że właśnie w tym momencie z tą sprawą się odezwałem. Napisałem zresztą jej potem esemes, że najwyraźniej pani Jadwiga chciała, żebym się dowiedział o jej śmierci i żebym te papiery przekazał rodzinie. Nigdy nie powiedziała, że to depozyt, ale wiedziałem, że je oddam.
To nie jest pierwsza taka historia w moim życiu, że Ktoś daje znać. Uznaję, że to światy równoległe. Że czasy się przenikają.
Kilka dni temu rozmawiałem z kimś o sztuce pisania listów. Bo, że zanikła, to fakt. Świat przyspieszył i właściwie nikomu już nie chce się czekać tygodniami na wymianę myśli. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Ale też dużo tracimy. Mówiła o tym kiedyś Julia Hartwig. – Bo jednak wiedza o minionych epokach pochodziła z listów. Zaglądając do nich możemy sobie wyobrazić ludzi, to jak myśleli, jak budowali zdania, co wyjawiali, a co starali się zatrzymać dla siebie, jak wyglądał świat wokół i jakie były problemy ówczesnych. Maile przepadają. A szkoda, bo pewnie też mogłyby coś powiedzieć o nas, kiedyś. Może ważniejsze z nich powinniśmy drukować. Mam pewnie z dziesięć sporych maili od Zdzisława Beksińskiego, które na szczęście sobie kiedyś wydrukowałem i nie przepadły. Ale przecież nie drukuję wszystkiego.
A esemesy? Warto by niektóre z nich zapisywać. Też coś mówią o nas. Ale kto miałby głowę przepisywać esemes?
Niedawno zmieniałem komputer i skasowałem sobie prawie całe archiwum. Z jednej strony ogromna irytacja na własną głupotę, z drugiej złość, że tyle przepadło i być może nie da się już tego przywrócić. Zdjęcia z wyjazdów. Stale miałem dać je do foto, do wywołania.
Papier okazuje się najtrwalszy.
Jest dowodem na niezniszczalność świata.
Wrastał kiedyś korzeniami, pił ziemskie soki.
Magnolia w ogrodzie sąsiada już nawet nie zwraca uwagi na to, że i piękno ma swoje ograniczenia. Jest tak oszałamiająca, że nie można od niej oderwać oczu. Zakwitła na chwilę i nie pamięta, jak kruche jest piękno. Na razie trwa. Nawet nie zrobię jej zdjęcia. Bo lekko tańczy przy najdrobniejszych podmuchach wiatru.