Żyję. To wielki temat

Ten zawód to jest cud, który odkrywam każdego dnia. Pamiętam, jak kilka lat temu słuchałem nocą audycji w I programie Polskiego Radia, której bohaterką była Zofia Posmysz, autorka “Pasażerki”. Słuchałem poruszony, przejęty, nie mogłem później spać, wracały do mnie jej obozowe wspomnienia i ta opowieść o spotkaniu w Paryżu. Później słyszałem tę opowieść jeszcze kilka razy, ale za każdym byłem przejęty do głębi. Bo oto Zofia Posmysz wyrusza relacjonować dla Polskiego Radia uruchomiony właśnie rejs lotniczy Warszawa-Paryż. Na placu Zgody jest tłum, gwar i bardzo dużo Niemców. Ich mowa dla Zofii Posmysz, która młodość straciła w obozie w Auschwitz wciąż – w tamtym czasie – jest nieprzyjemna. I nagle słyszy ten głos, dokładnie ten, głos swojej esesmańskiej nadzorczyni. Wyławia go spośród setek głosów. Jest pewna. Odwraca się, nie, to nie była ona, to była młoda Niemka z blond włosami, fizyczne przeciwieństwo tamtej. Ale już nigdy nie opuści jej myśl – co by było gdyby, jak zachowałaby się, co powiedziałaby. Z tego “spotkania” pisze słuchowisko, a później opowiadanie, z którego Andrzej Munk, wówczas wybitny reżyser nakręci swój wielki, ponadczasowy film. “Pasażerka” wpisze się w historię polskiej (ale nie tylko) kultury już na zawsze. Była głosem tamtego wojennego pokolenia. Bo co by było, gdyby? Mieczysław Weinberg skomponuje operę, której realizacja będzie zakazana nie tylko w Moskwie, Pradze i Tallinie. Weinberg zaprasza Zofię Posmysz do Moskwy. To nie jest rozmowa. Zadaje pytania o obóz. Dużo pytań. “Ale patrząc na mnie, w ogóle na mnie nie patrzył. Patrzył gdzieś dalej… Jego rodzice zginęli w obozie w Trawnikach. Ja myślę, że patrzył tam, słuchał mojej obozowej opowieści, bo chciał wiedzieć, jak zginęli jego rodzice”.

Operę wystawi, dopiero w 2010 roku, reżyser David Pountney. “Pasażerka” zostanie przyjęta entuzjastycznie, wystawiana, wydana na blue-ray, a za chwilę wystawiona w wielu operach świata, m.in. w Houston i Tel Awiwie.

Tamtej nocy, kiedy słuchałem Zofii Posmysz, wiedziałem, że muszę do niej trafić, miałem coraz więcej pytań, miałem potrzebę rozmowy. Chyba tylko kilka razy w życiu miałem aż tak wielką potrzebę rozmowy. Następnego dnia zadzwoniłem do pani Posmysz, a później powstała nasza rozmowa “Żyję. To wielki temat”, która ukazała się najpierw w “Zwierciadle”, a później w mojej książce “Wolne”.

Pani Zofia Posmysz obchodzi właśnie 90. urodziny. Z tej okazji Teatr Wielki – Opera Narodowa dzisiejszego wieczoru przygotował wspaniały program honorujący tę ważną dla polskiej kultury postać. Ważną pisarkę. Jubileusz przygotowany z wielką klasą, wspaniałą oprawą – scenografią (zainscenizowane studio radiowe, pani Posmysz całe życie związana była z Polskim Radiem, była np. współautorką serialu “W Jezioranach”), reżyserią świateł. W znakomitej rozmowie Aleksandra Laskowskiego, rozmowie prowadzonej na żywo, Zofia Posmysz opowiadała o swoich doświadczeniach, ale znów największe wrażenie zrobiła na mnie historia tamtego paryskiego spotkania na Placu Zgody. I inna, o obozowej orkiestrze, która stojąc bliżej rampy grała czardasze i inne skoczne melodie więźniom idącym do krematorium, orkiestra, która oszukiwała, bo zakłamywała przeznaczenie. Orkiestra ironiczna. Ale z muzyką w obozie, z muzyką w Auschwitz związana jest inna opowieść, dla mnie porażająca. Oto młode kobiety, więźniarki grają niedzielne koncerty dla esesmanów i dla prominentnych więźniarek, funkcyjnych. Pani Zofia dzięki znajomej pianistce, która tutaj gra na akordeonie, bo rzecz jasna nie ma w obozie fortepianu, może czasem w tych niedzielnych koncertach uczestniczyć. I tam właśnie słyszy kwartet z “Rigoletta” Giuseppe Verdiego, kwartet z II aktu: “Bella figlia dell’amore”, śpiewany przez cztery więźniarki. Ten kwartet zapadnie jej w pamięci na całe życie i zawsze równie mocno będzie wzruszał. Po wojnie pójdzie do Opery w Warszawie (wówczas na Nowogrodzkiej), ze zdumieniem odkryje, że napisany został na dwie pary – mężczyzn i kobiet. Ale, jak mówi, nigdy już inne wykonania nie będą działać tak jak tamto. Dzisiaj wieczorem ów Kwartet z “Rigoletta” zaśpiewali Adam Zdunikowski, Stanislav Kuflyuk, Magdalena Idzik i Katarzyna Trylnik. Akompaniowała na fortepianie Anna Marchwińska. Pani Zofia Posmysz była poruszona. Mnie wbiło w fotel. Po tej obozowej opowieści zobaczyć na scenie pięknych ludzi, wspaniałych artystów, w innym świecie, innej rzeczywistości – i mieć świadomość, że ta skromna kobieta obchodząca swoje 90. urodziny, która sprawia wrażenie, że chciałaby stąd uciec, pamięta tamto.

I ten diabelski walc skomponowany przez Weinberga i zagrany dzisiaj przez Annę Marchwińską.

Artyści Teatru Wielkiego – Opery Narodowej śpiewali jeszcze dwukrotnie. – Adam Zdunikowski śpiewał arię z kurantem z III aktu “Cisza dokoła” ze “Strasznego dworu”, arię, którą Zofia Posmysz usłyszała jako młoda dziewczyna w radiu, w wykonaniu Bogdana Paprockiego (i jak mówi zawsze już wielbiła go jak pensjonarka). Zaś Stanislav Kuflyuk wykonał arię Germonta z II aktu “Traviaty”: “Di provenza”. Rozmowę uzupełniały fragmenty filmu i opery “Pasażerka”, kronik filmowych a także życzenia od bliskich (Ernest Bryll mówił o tym, że nigdy nie chciała być widziana, ale w końcu została zobaczona).

Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, mówił o wielkim wkładzie Zofii Posmysz w kulturę narodową, o znaczeniu “Pasażerki”, a w swoim tekście w programie do Jubileuszu napisał m.in. “Wbrew temu, co podyktowała Pani historia, zachowała Pani zdolność wybaczenia. Z niezwykłym zrozumieniem i głęboką mądrością potrafiła Pani z traumy wywieźć lekcję dobra i człowieczeństwa”. Wręczył Zofii Posmysz 90 białych róż, zaznaczając, że w przyszłym roku oczywiście wręczy 91. Zaś minister Małgorzata Omilanowska w imieniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego udekorowała Zofię Posmysz najwyższym odznaczeniem – złotą Gloria Artis.

“A wy, przyjaciele, jesteście tu ze mną. Mam w sobie wasze serca, wasze łzy i wasz uśmiech, i waszą miłość noszę w sobie” (fragment Epilogu opery “Pasażerka”).

To był wielki zaszczyt, Droga Pani Zofio, móc być z Panią tego dnia i życzę Pani wszystkiego, co piękne. I dziękuję.

*

– Reżyseria: Jerzy Krysiak, scenografia: Joanna Kuś, projekcje: Ewa Krasucka