Praca w domu to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Można sobie ustawić rytm pracy, ale trzeba się jemu podporządkować. Więc praca w domu ma wartości po stronie “można” i po stronie “trzeba”. Jestem zorganizowany od dawna, chętnie podporządkowuję się pracy i obowiązkom, dotrzymuję terminów. Mam listę spraw i tematów, która jest na biurku, obok są terminy i skreślam skrupulatnie, jeśli udaje mi się już coś skończyć. I to jest wtedy święto. Ale każdy kto pracuje w domu wie, że są też zwątpienia, że czasem trudno jest się zmobilizować, zwłaszcza do pracy twórczej. I zawsze jest coś ważniejszego. Na przykład nagle zaczyna przeszkadzać bałagan w innym pokoju, albo w szafie, do której się i tak nie zagląda. Kawa jest za słaba albo za mocna. Kwiaty za bardzo lub za słabo podlane. Koty za bardzo albo za mało wyspane. I dlaczego zbiór wierszy Miłosza leży na stosie powieści Elfriede Jelinek a nie obok poezji Różewicza, Herberta, Szymborskiej, Lipskiej i Hartwig? Długopis pisze zbyt jasno albo zbyt ciemno. Ciśnienie jest za niskie lub za wysokie. I dlaczego akurat pokazują w telewizji “Garderobianego”.
Tak właśnie trafiłem wczoraj na filmową wersję sztuki Ronalda Harwooda w reżyserii Petera Yatesa z 1983 roku. Znam wersję teatralną z warszawskiego Ateneum, gdzie role Sira grał Gustaw Holoubek, a Garderobianego Marian Kociniak. Bardzo żałuję, że nie realizuje się właściwie filmów o powstawaniu spektakli, że nie rejestruje się również tego, co za kulisami, kiedy rola i spektakl gotowe, kiedy co wieczór wychodzi się do publiczności. W książce-wywiadzie, jaką napisałem z Marianem Kociniakiem “Spełniony”, mówił: “Gustaw był specyficznym aktorem, mózgowcem. Czasami robił odstępstwa w tekście, ale przekazywał myśl i ta myśl była widoczna. Czasami, kiedy graliśmy Garderobianego, a wtedy już chorował, zdarzały mu się luki w tekście. Jako garderobiany mogłem mu podrzucać po prostu pewne kwestie. Do dzisiaj ze wzruszeniem wspominam te wieczory. Pomagałem mu się charakteryzować, ubierać, no, troszczyłem się o niego. Wiedziałem, że Gustaw zmaga się z ciężką chorobą, ale nigdy się nie skarżył. Wchodził na scenę i walczył. To jest piękna lekcja z jego starości(…) Kiedy choroba się pogłębiła mówił: Marian, niestety nie będę już grał, nie mogę, już nie umiem się skupić, moje granie byłoby oszustwem w stosunku do widza. Kochałem ten spektakl i jeszcze próbowałem przekonać Gustawa, żebyśmy go grali. Zrozumiałem, że nie mógł już wchodzić na scenę”.
Filmu wcześniej nie widziałem. Wielką rolę szekspirowskiego aktora, Sira, zagrał w nim Albert Finney, nominowany za tę rolę do Oskara. Jest odrażający i piękny, wzbudza litość i poraża stojąc na scenie. Zmaga się z rolą Króla Leara. Tą rolą walczy jak żołnierz, przeciwko niemieckiemu okupantowi, jest Londyn, są lata 40. Jednak wydaje się, że nie jest w stanie w ogóle wyjść na scenę. Pomaga mu w tym Norman (Tom Courtenay), jego wieloletni garderobiany, którego przeoczy, dedykując swoją książkę ludziom teatru. Właściwie to on wskrzesi w Sirze wielkiego aktora.
Sir zagra tę rolę ale zapłaci za nią życiem. Przepiękna jest scena, w której wchodząc w przerwie spektaklu do garderoby, opowie jak dzisiaj zobaczył Leara, jak stanął obok i patrzył na siebie i siebie słuchał. Lear, rola, która wymaga najwięcej.
A przecież za kilka dni minie 20. rocznica śmierci Tadeusza Łomnickiego, który zmarł na scenie w trakcie prób do premiery “Króla Leara”. Tak wiele o Łomnickim – człowieku i aktorze napisała w swojej kontrowersyjnej książce jego żona, Maria Bojarska. Całkiem niedawno tę książkę tutaj polecałem – “Król Lear nie żyje”. Za kilka dni, na Piwnej, jednej z uliczek prowadzących na rynek Starego Miasta w Warszawie, gdzie mieszkał Tadeusz Łomnicki a do niedawna również jego żona, zostanie umieszczona tablica mu poświęcona. Bywałem w tym mieszkaniu, u Marii Bojarskiej. Kiedy będę przechodził obok, będę je pamiętał.
Kiedy myślę o Tadeuszu Łomnickim myślę o wielkiej jego roli w “Ostatniej taśmie Krappa”, którą znam rzecz jasna jedynie z Teatru Telewizji. Ale widziałem kilka razy i za każdym razem ta rola robiła na mnie ogromne wrażenie. Człowiek, który został sam ze sobą. I niczego już nie potrafi odnaleźć.
TADEUSZ RÓŻEWICZ
KURTYNY W MOICH SZTUKACH
Kurtyny
w moich sztukach
nie podnoszą się
i nie opadają
nie zasłaniają
nie odsłaniają
rdzewieją
gniją chrzęszczą
rozdzierają
ta pierwsza żelazna
druga szmata
trzecia papierowa
odpadają
kawał za kawałem
na głowy
widzów
aktorów
kurtyny
w moich sztukach
zwisają
na scenie
na widowni
w garderobie
jeszcze po zakończeniu
przedstawienia
lepią się do nóg
szeleszczą
piszczą
1967
*
PRÓBUJE
Czasem poezja
przypomina
rączkę niemowlęcia
chciałaby uchwycić wszystko
Rączka zanurzona
we wszechświecie
próbuje się zamknąć
Próbuje objąć
owoc
jego kształt doskonały
lecz jest słaba
otwarta
i owoc wypada
coraz cięższy większy
(oba wiersze z tomu “Poezje zebrane”, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, 1976)