Od paru tygodni próbuję skończyć redakcję nowej powieści “Złodzieje koni”, którą wydawca planuje opublikować w październiku, i wciąż z nią walczę, skreślam, dopisuję, zmieniam, wyrzucam niepotrzebne słowa, zdania, rozdziały. Chciałbym już tę książkę i tę pracę zamknąć, inaczej nigdy z niej nie wyjdę. Czytam ją po raz kolejny, mocno krytycznie, ale za każdym razem jeden z bohaterów staje się wyjątkowo bliski, to bezdomny, Belmondo. I czytając o nim, sam widzę, jak był mi w pisaniu potrzebny, a nawet jak do niego tęskniłem. Belmondo nie jest postacią pierwszoplanową, ale pojawia się w tej powieści co parę rozdziałów, co znaczy, że pisząc za nim zatęskniłem. Już, już niebawem skończę redakcję. Potrzebuję się uwolnić, bo zacząłem dokumentować nowy temat, nową książkę. Do pisania jeszcze daleka droga, ale mam temat, który mnie wciągnął, który uważam za istotny, i każdego dnia coś tam sobie myślę, kombinuję, opowiadam, zadaję pytania. Lubię ten moment, początek procesu, kiedy jeszcze nie wiem, gdzie prowadzi droga, ale przecież w końcu zaprowadzi.
Wracam też do czytania, za dużo się ostatnio działo, trudno było mi się skupić. Za to dzisiaj czytałem dwie książki równocześnie, nową powieść Stefana Chwina “Panna Ferbelin” i rozmowę z księdzem Adamem Bonieckim “Trzeba czasem zażartować. Alfabet Księdza Bonieckiego” (autorka Karolina Morelowska). W sumie obie te książki nie są takie odległe. Stefan Chwin porusza w gruncie rzeczy w swojej powieści podobne tematy. Czytałem, ale Kot Alfredo regularnie co dwie godziny w płacz, krzyk i zgrzytanie zębami, ale uspokajał się natychmiast ssąc pipetkę z ciepłym kocim mlekiem. No i wydarzenie dnia: dzisiaj otworzył drugie oko, więc jest już całym kotem. Bałem się, że taki Zorro zostanie, kiedy przez trzy czy nawet cztery dni miał otwarte jedno oko. W ogóle Kot Alfredo jest wbrew logice. Pani weterynarz dawała mu trzy dni, dzisiaj będzie dziesiąta noc jego tutaj. Kiedy miał zamknięte oba oczy, jedno było zaropiałe, zapuchnięte i pani weterynarz mówiła, że to będzie duży problem, a on, proszę, jako pierwsze otworzył to chore i okazało się zdrowe, opuchlizna i ropa zeszły na dobre i nawet już tego nie pamięta. W dodatku bardzo jest ruchliwy, chciałby się już zapuszczać na spacery, ma siłę przetrwania, chce żyć, więc woła jak jest głodny. Wszystko umie zasygnalizować. W dodatku zaczął już rozpoznawać własne imię. Siedzę w pracowni i słyszę, jak krzyczy z pokoju niemiłosiernie. Idąc mówię: “Alfred… Alfred…” – i ucisza się, bo wie, że do niego idę. Wczoraj wieczorem odkrył leżenie na plecach i bardzo to lubi po jedzeniu. Zachowuje się zupełnie jak dorosły Kot Tutka i niezwykłe jest obserwowanie go jako jej miniatury. Chciałem mu dzisiaj zrobić aktualne zdjęcie dowodowe, ale nie jestem w stanie go uchwycić, bo rusza się na wszystkie strony. Ma wyraźne ADHD.
O, drze się właśnie. A powinien za godzinę. Zdaje się albo mleka mu brakuje albo towarzystwa. Idę opowiedzieć mu jakiś dowcip.
PS: W końcu został usłyszany mój apel do gminy Trąbki Wielkie odnośnie postawienia tam ławeczki wielkich trębaczy Davisa i Armstronga. Mam nadzieję, że się uda. Apel na stronie www.trabki.com