via Dante

Portret muzyka, Leonardo Da Vinci

Podniosłem żaluzje, żeby wpuścić światło. Otworzyłem okno i tyle ptasich treli nagle. Lubię miasto i miejskie ptaki. Chociaż wychowałem się na wsi, czuję się człowiekiem miasta. Lubię zaglądać za róg nieznanej ulicy, w inną nieznaną ulicę, pojechać kilka przystanków za daleko, próbować wrócić.

Od poniedziałkowego wieczoru jestem w Mediolanie. Przyjechałem tropić ślady Oriany Fallaci, spotkać ludzi, którzy ją znali. Połazić trochę ulicami, którymi chodziła. Patrzeć na bramę domu, z którego wyruszała do „Corriere della sera”, gdzie zostawiła po sobie pamięć dziennikarki nieokiełznanej, chodzącego wulkanu. Nagle spotykam ludzi, którzy ją dobrze znali, którzy z nią pracowali, których obdarzała swoimi nastrojami, również rodzinę. Oriana, si, Oriana! – mówią i uśmiechają się.

Trafiłem w czas, kiedy legenda Oriany we Włoszech wraca. Akurat telewizja Rai Uno pokazuje serial fabularny „Oriana”. Dziennikarkę zagrała delikatna młoda aktorka Vittoria Puccini i wszyscy rozmawiają o tym, jak jest odległa od oryginału. Bo Oriana miała ogień, który rozpalał się w momentach niemożliwych do przewidzenia. Kilka dni temu włoska telewizja pokazała też „Wałęsę” Andrzeja Wajda. Więc i w kontekście tego filmu Oriana powróciła. Za to słyszę same gratulacje dla Roberta Więckiewicza. Roberto! – mówią, bo zobaczyli w nim Wałęsę, jakiego kochali w czasach karnawału „Solidarności”. Tego, który właściwie porwał cały świat. Orianę zresztą też, chociaż się nie polubili. Ale nie był jedynym. O Kissingerze napisała we wstępie do wywiadu: „Nawet dostał Nobla. Biedny Nobel”. Z Wałęsą obeszła się łagodnie.

To jest włoski sezon Oriany i oby przyniósł wiele dobrego. Wydawnictwo Rizzoli opublikowało właśnie kapitalny album „Oriana Fallaci in parole e immagini” – leży właśnie w witrynach większości księgarni. We wstępie jej siostrzeniec Edoardo Perazzi pisze, że była prawdziwą maszyną fotografii – i będąc fotografowaną i fotografując, co uwielbiała. Mnie zachwyca zdjęcie z Fellinim, który przerzuca Orianę przez ramię – on wielki, ona malutka. A ona wyrywa się, choć i śmieje z tej zabawy lub tańca. Wiele jest zdjęć prywatnych ale też wiele sfotografowanych osobistych przedmiotów – maszyna do pisania, notatniki, taśmy.

Ale to nie koniec, bo za parę dni „Corriere della sera” zaczyna publikację dzieł zebranych Oriany Fallaci. Pierwszy tom, który wyjdzie to „Un uomo”. Więc sporo się dzieje i cieszę się, że akurat w tym gorącym dla niej momencie znalazłem się tutaj.

Zabrałem ze sobą jej niewydaną w Polsce książkę „Egotyści” (Gli Antipatici/The Egotists) – to jej wywiady ze słynnymi postaciami świata kultury (ale nie tylko) od Normana Mailera („jest pan przeciwko przemocy a dźgał pan żonę nożem?” – pyta tłumacząc zarazem, że przez dwa tygodnie próbowała go nagrać ale był nieustannie pijany), przez Ingrid Bergman, Felliniego, Hitchcocka, po księżną Alba (cóż to za pyszny wywiad, Oriana próbuje ustalić stan majątku księżnej, a ta gubi się w pałacach, na obrazy Goi już nie patrzy, bo ich po prostu nie widzi, opatrzyły się jej od dzieciństwa, a kiedy Oriana pyta o wymienienie wszystkich tytułów, jakie ma księżna i ta rzeczywiście to robi, Oriana krzyczy: „dość, wystarczy, naprawdę wystarczy, niechże księżna w końcu przestanie!”). Kapitalna książka.

Więc tak sobie z Orianą tutaj spaceruję. Wczoraj zrobiłem sobie prezent i obejrzałem dzieła Leonarda Da Vinci, korzystając z wystawy Kodeksu Atlantyckiego. Poza tym stanąć twarzą w twarz z Franchino Gaffurino z obrazu Da Vinci „Portret muzyka” to jest naprawdę coś. Nie mówiąc o „Ostatniej wieczerzy” i kapitalnie zorganizowanej ekspozycji stron Kodeksu, właściwie w półmroku, w wielkiej starej bibliotece, w pięknych szklanych gablotach – oprawach zaprojektowanych przez Liebeskinda. W tle sączą się śpiewy zakonników. To jest zupełnie jak teatr. A potem wypada się na rozświetloną słońcem muzyką i dalej via Dante…

PS

A w Polsce nowe „Zwierciadło”, w którym jest moja rozmowa z Agnieszką Glińską. Polecam.