narracje

Irena

Nie zaglądałem tutaj, ale działo się tak wiele, że trudno było mi znaleźć chwilę na cokolwiek. Dziękuję wszystkim Czytelnikom bloga, którzy i przy okazji spotkań promujących moją książkę “Wybór Ireny” jak i na targach książki w Krakowie upominali się o moją obecność tutaj. To mnie mobilizuje.

“Wybór Ireny” wyszedł 20 października, a miałem już cztery spotkania autorskie (dwa z córką bohaterki, Janką Kaempfer) a także podpisywanie książki w Krakowie. Wiele interesujących i ważnych pytań, spotkań, rozmów. Dostaję też maile od osób, które Irenę znały, które ją pamiętają albo po prostu od czytelników jej poezji. Świadomość, że książka trafia do Czytelników jest ważna. Zwłaszcza, że ta praca była niełatwa, a miejscami po prostu bardzo mozolna. Bywały momenty, kiedy traciłem wiarę w możliwość skończenia tej książki. Ale jest. I ma naprawdę żywy odbiór. W linkach obok utworzyłem kategorię “Wybór Ireny” i tam można znaleźć materiały o książce – również nagranie pierwszego warszawskiego spotkania, które prowadził Jerzy Kisielewski. Będę to aktualizował na bieżąco.

Widzę też, że pewna tama w rodzinie Ireny pęka. Jakby ta książka przywracała pamięć. Kiedy rozmawiałem z ludźmi, którzy byli jej blisko, sprawiali wrażenie, że niewiele potrafią sobie przypomnieć, że przeszłość zatrzaśnięta jest jak stary ciężki kufer, którego wieka nie sposób podnieść. Po lekturze książki miałem kilka sygnałów od kuzynek mojej bohaterki. Jedna z nich powiedziała mi, że Irena brała lekcje aktorstwa od Krzysztofa Kolbergera. Prosiła go, aby ją nauczył deklamować wiersze. Chodziła do niego z pożyczonym szpulowym magnetofonem. Nagrywała. A potem w domu odtwarzała, uczyła się z tego. Uczyła się tak pilnie, że to przekładało się na życie, na jej sposób mówienia. Ale zdarzało się też, że napominana przez rodzinę, aby “nie deklamowała” wracała do siebie tamtej, z poprzedniego życia.

Tej historii nie ma w książce, bo otworzyła się dopiero teraz. Żadnej biografii nie można opowiedzieć w całości, ani do końca. To właściwie banał, ale ciekawe jest teraz obserwowanie, jak różne fragmenty dochodzą do głosu, to jak przeszłość chce mówić.

(W dziale “kartki na kulturę” zamieściłem rozmowę z córką Ireny

rozmowa z Janką Kaempfer)

Oczywiście mam też poczucie, jako dziennikarz, że nie będzie mi łatwo znaleźć kiedykolwiek równie fascynujący temat. Taki, który powodowałby aż tyle, bardzo różnych pytań.

Czytelnicy traktują tę książkę bardzo emocjonalnie, osobiście. Wiem, że odnajdują się w niej również córki – mam wiele takich głosów. Po spotkaniach podchodzą do mnie ze słowem komentarza albo mówią o swojej  niełatwej relacji z matką. Inni mówią o rodzinnych tajemnicach. Albo o przypuszczeniach, że tajemnice są, że jest coś w ich życiu, czego nie rozumieją.

Bardzo jestem za te wszystkie słowa wdzięczny. To znaczy, że książka ma też jakąś wartość pozaliteracką. Warto ją było napisać. Poza wszystkim przywraca postać wymazanej ze zbiorowej pamięci Ireny Gelblum, brawurowej łączniczki Żydowskiej Organizacji Bojowej, która chyba w czasie wojny nie czuła strachu.

Jestem ciągle z Ireną i jej losem. I chyba jest mi bliższa niż kiedykolwiek. Na wczorajszym spotkaniu mówiłem, że zawsze ją lubiłem ale teraz lubię ją coraz bardziej. Po spotkaniu krakowskim pani Barbara Krafftówna, która jest zawsze niezawodna i z którą relacja jest dla mnie ogromnie ważna mówiła, że ta książka dotyka czegoś istotnego nie tylko dla jej pokolenia – pokolenia naznaczonego wojną, które musiało bardzo na siebie uważać – ale i dla mojego, skoro młodzi ludzie widzą sens w odkrywaniu przeszłości, poznawaniu historii, nawet jeśli zagląda się w mroczne zakamarki.

Często słyszę pytanie, teraz zwłaszcza, czy jestem pochodzenia żydowskiego. Bo skąd u mnie to zainteresowanie, potrzeba zanurzania się w historii Holocaustu? W końcu czy przerabiam swój własny temat? Mam poczucie, że wszyscy na tej dziwnej ziemi ostatniego stulecia jesteśmy i Polakami i Żydami. Że naszym genotypem jest historia.  Mam przekonanie, że trzeba ciągle oddawać głos Tym, którzy w swoim imieniu nie przemówią. W końcu co innego ma sens?

Dzisiaj otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Miejsce, które mówiąc również o Holocauście, będzie stało po stronie życia. Gigantyczne przedsięwzięcie, które jak żadne dotąd ma szansę zbudować narrację bez wypaczeń, stereotypów i zafałszowań. Które będzie mówić o życiu. Nie obok siebie. Ale o życiu ze sobą. Jako pozytywista głęboko wierzę, że to Muzeum będzie najlepszą lekcją historii – pełnej kontekstów i złożonej, nie historii ogólnikowych przekłamań. To naprawdę ważny dzień.