Dom przy Grey Gardens

Są takie filmy, o których nie przestaje się myśleć, a po ich obejrzeniu czyta się o nich, szuka informacji o ich powstawaniu; filmy, które zamieszkują na stałe. Niedawno koleżanka, orientując się w moich gustach kinowych, poleciła film Michaela Sucsy “Szare ogrody” (“Grey Gardens”) z 2009 roku. Prawdę mówiąc wcześniej o nim nie słyszałem, mimo że nagrodzony i Emmy i Złotymi Globami. Tym większe moje zaskoczenie.

Film opowiada relację Dużej i Małej Edie, matki i córki, z zamożnej i powszechnie znanej rodziny, które choć obracają się w elitarnych kręgach, właściwie z dnia na dzień, z roku na rok, coraz bardziej izolują się od świata, w końcu decydując się (a może nie) żyć na jego marginesie. Obie role zagrane fenomenalnie. Jako pozornie beztroska i przewrotnie słodka Duża Edie wspaniała Jessica Lange, jako artystowska ale nie umiejąca uciec spod skrzydeł matki Mała Edie znakomita Drew Barrymore, dla mnie odkrycie, dotąd nie byłem specjalnym fanem aktorki, w “Szarych ogrodach” pyszna.

Oto do ich zamienionej w śmietnik, śmierdzącej, pełnej kotów i szopów praczy letniej rezydencji trafiają bracia Mayslesowie, filmowcy, proponując kobietom nakręcenie o nich filmu dokumentalnego. Mała Edie jest kobietą w średnim wieku, wciąż atrakcyjną, noszącą ekscentryczne chusty i stroje, właściwie nie przestaje grać. Marzyła o zrobieniu kariery aktorskiej w Nowym Jorku, jednak matka, czyli Duża Edie, będąc niespełnioną artystką, postanowiła zniszczyć jej marzenia, pokrzyżować plany i za wszelką cenę zatrzymać przy sobie. Ktoś kiedyś powiedział, że bez toksycznych matek nie byłoby kina, teatru i literatury i w gruncie rzeczy jest to jeden z ważnych tematów tego filmu. Duża Edie leży w łóżku, nakłada kapelusze z czasów swojej młodości i snuje opowieść o ich wspaniałym i bogatym życiu.

Bracia Mayslesowie kręcą swój dokument, a my słuchając zwierzeń obu kobiet przenosimy się do świata przeszłości: elegancji, bogactwa, beztroskiego życia, domu pełnego służby. Duża Edie ma męża i kochanka, który jest jej akompaniatorem, urządza przyjęcia, na których tańczy i śpiewa. W tym letnim domu postanowiła zrobić własny Broadway i tu jest gwiazdą własnej publiczności. Bolesne jest więc ogłoszenie Małej Edie, że wyjeżdża do Nowego Jorku, by zrobić karierę. Oglądamy ich świat z dwóch perspektyw – marginesu, na którym się znalazły i przepychu, z którego wyszły. Ich opowieści zaczynają się zapętlać, a my wpadamy w nie coraz bardziej, jak w bagno. Przy czym wciąż jest słodko, na uśmiechu, z pozorną czułością. Duża Edie nazywa córkę “kurczaczkiem”, a Mała Edie mówi do Dużej: “Mother Darling”.

Chociaż dom zaczyna przypominać wrak statku opanowany przez zwierzęta, chociaż w każdej z części tego domu walają się śmieci, zresztą kobiety nie robią nic, żeby z tej nędzy wyjść, nie przestają grać wesołych artystek, przed nami i przed sobą. O dawnej świetności przypomina jedynie stojący wśród śmieci portret Dużej Edie, zresztą zasikany przez koty. Ten dom to ich własny teatr. Ich azyl. Może najbardziej też ich więzienie. Duża Edie nie mogła zrobić kariery, więc woli żyć tak, ale nie mogłaby też znieść samotności i powodzenia córki, więc więzi ją swoim uśmiechem, czułością, zabawnymi opowieściami. Nawet, kiedy doskonale wie, jak krzywdzi córkę, i kiedy robi to z premedytacją, rozbraja “czułością”. Każdego dnia zabija ją z uśmiechem. Skoro skazała siebie, pociągnie za sobą i ją. Mała Edie doskonale to rozumie, ale poddaje się. Dopiero, kiedy pojawiają się filmowcy zaczyna analizować tę relację, by w finale, po obejrzeniu filmu być dosyć silną, aby pokazać matce, co jej zrobiła. Matka też to zobaczyła, chociaż się do tego nie przyzna. Jeśli zabijała, to przecież “z miłości”.

Każdego dnia w Grey Gardens toczy się teatr na śmierć i życie. Grają i udają, że wierzą w grę tej drugiej. Chwilami sprawiają wrażenie najlepszych przyjaciółek. Kapitalna jest scena, w której leżą na dużym łóżku, ubrane żałobnie, Duża Edie ma nawet na głowie czarny kapelusz, między nimi jest radio. Słuchają relacji z pogrzebu prezydenta Kennedy’ego. Bo Duże Edie była siostrą ojca Jackie Kennedy. I tu dotykamy prawdy. Siłą filmu jest również to, że opowieść nie jest wyssana z palca, a sam film powstał w nawiązaniu do innego filmu pod tym samym tytułem, tym razem dokumentu z 1975 roku nakręconego przez braci Mayslesów w domu Dużej i Małej Edie. Czyli fabuła jest o powstawaniu prawdziwego dokumentu, filmu docenionego i nagradzanego.

Dokument “Szare ogrody”, który koniecznie muszę zdobyć i zobaczyć, miał swoje drugie i trzecie i czwarte życie. Na jego podstawie powstał w Ameryce popularny musical, później sztuka teatralna, po niej kolejna… Teraz niejednoznaczna fabuła ze wspaniałymi kreacjami aktorskimi. Film, który uderza autentycznością i który w okrutny sposób opowiada o słabości marzeń i potrzebie ukrywania siebie przed sobą. Film, który kaleczy swoją jasnością i nostalgiczno-radosną aurą. Głęboko ludzkie kino.

Kanon na nowy blog, odcinek 10

Dzisiaj o swoich pięciu najważniejszych książkach opowiada

Jan Henryk Cichosz, poeta:

1. “Elementarz” Mariana Falskiego – za dziewictwo słowa.

2. “Biblia”- za piękno języka, nadzieję i zwątpienia

3. “Pan Cogito” Zbigniewa Herberta- za mistrzostwo słowa i szczerość

4. “Dałem głos ubogim” Ryszarda Kapuścińskiego – za zapatrzenia na niepamiętanie człowieka o Człowieku

5. “Mapa pogody” Jarosława Iwaszkiewicza – za przepiękne godzenie się z przemijaniem.

Nie zmieściły się w Piątce, a wielka szkoda… “Wiersze” Cypriana Kamila Norwida, “Filozofia” Arthura Schopenhauera, “Chłopi” Władysława Reymonta, “Wiersze” Emily Dickinson, “Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a, “Siekierezada” Edwarda Stachury.