W Starogardzie. Przy swoim dawnym biurku. To znaczy przy innym biurku, bo pokój przemeblowany, ale w tym samym miejscu, a właściwie ta sama wnęka w szafie – miejsce, w którym zaczynałem pisać jakieś większe formy. Pamiętam, że wieczorami pisałem w tej wnęce powieść, która już pewnie nie istnieje. Napisałem, a potem pożyczyłem kolegom do czytania, na szczęście przepadła, nie chciałbym jej dzisiaj już czytać. Niedawno z jakiegoś powodu zajrzałem do starych tekstów i wiem, że lepiej tego nie robić.
Więc piszę z wnęki w szafie. To miłe miejsce. Snułem tu różne swoje myśli, marzenia, pragnienia, pomysły na siebie. A dzisiaj jakie mam marzenia?
Odpowiedni dzień, żeby o tym pomyśleć. Dzisiaj wiem, że jestem na swoim miejscu. To znaczy, że robię to, co lubię, że mój świat jest za moim biurkiem, że wokół są moje książki, koty i przedmioty. I że przede mną kolejne książki, które chcę napisać, które dokumentuję, do których się przymierzam.
Ale czasem chciałbym być tamtym naiwnych chłopakiem z głową pełną marzeń, z tą niesamowitą wiarą w sztukę, w artystów, którzy jawili się mu jak autorytety, latarnie, które znaczą drogę, i że w teatrze wszystko jest piękne, przed i za rampą, przed i za kulisą.
Jeżeli coś z tamtego gościa naprawdę zostało, to ciekawość, która nie słabnie. Może inaczej zadaję pytania, ale wciąż je zadaję. Może tracę wiarę w słowa, ale jednak trwam przy nich. Może tracę wiarę w rozwój społeczeństwa, skoro kultura jest zabijana, ale trwam z nierealnym być może do spełnienia marzeniem, że kultura przyszłością społeczeństwa itd. A co to był za czas głębokich rozmów pokazywanych w TVP. W telewizji wypowiadali się mądrzy ludzie, często pisarze. Wiedziałem, jak wygląda ją Marian Brandys, Andrzej Szczypiorski, Hanna Krall. Stracone bezpowrotnie.
Trzeba zacząć od podziemia. Od podstaw. Dawać z siebie, co najlepsze. Dawać swoje piękno i wrażliwość.
I tego nam wszystkim, sobie życzę na Święta i na Nowy Rok.