Być jak Philip Seymour Hoffman

Moja siostra zadzwoniła dzisiaj: – Nic nie piszesz na blogu.

No, zawstydziła mnie. Zazwyczaj jestem regularny. Ale był długi weekend, dużo spotkań i rozmów z przyjaciółmi, spotkań sąsiedzkich, miłych zdarzeń, no i lato takie piękne, że szedłem piechotą. Ale jestem. Chociaż schowany w nowej lekturze. Wpadła mi w ręce wydana przez Drzewo Babel powieść urodzonej w 1985 roku Tei Obreht “Żona tygrysa”, książka, która zrobiła dużą karierę na świecie zyskując wysokie noty recenzentów i gorące przyjęcie czytelników.  Piękna, chociaż miejscami bolesna, niezwykle sugestywna opowieść rodzinna, z wojną domową na Bałkanach w tle — oswajanie bólu i śmierci bałkańskim folklorem, zasłyszanymi opowiadaniami, książka, od której trudno się oderwać. Jestem w połowie, niestety musiałem przerwać z powodu zobowiązań zawodowych, dzisiaj oddawałem do druku tekst i po prostu musiałem się na nim bardzo skupić. Ale będę donosił z czytelniczej podróży.

Philip Seymour Hoffman w filmie "Synekdocha Nowy Jork"

Całkiem niedawno pisałem tutaj, że Philip Seymour Hoffman należy do grona moich ulubionych aktorów, obok Eda Harrisa, Seana Penna, Roberta De Niro, i nagle wczoraj obejrzałem film, którego nie znałem i moja sympatia jeszcze wzrosła. To “Synekdocha Nowy Jork” Charliego Kaufmana z fenomenalną rolą Philipa Seymoura Hoffmana jako reżysera teatralnego, który próbując wypełnić pustkę w życiu, po arsenale różnych perypetii, postanawia zrealizować ideę fix – przez wiele lat realizuje spektakl teatralny, który będzie opowiadał jego własne życie, właściwie nie tylko jego życie, życie wielu ludzi, właściwie życie całego miasta. W nowojorskim studio buduje monumentalną scenografię, angażuje tysiące współpracowników, sztuka dzieje się na wielu planach. W tym studio Caden, bo tak ma na imię, z najdrobniejszymi szczegółami odtwarza historie ze swojego życia. Do zagrania samego siebie angażuje człowieka, który śledzi go od dwudziestu lat. Zresztą każdy ze współpracowników Cadena otrzymuje swoją kopię – postać, którą ktoś zagra. W końcu granice między rzeczywistością i fikcją zostaną zatarte, postaci ze sztuki zaczną wchodzić w relacje z postaciami realnymi, będzie więcej niż jeden Caden, i ten świat będzie się odtwarzał wciąż na nowo, pogrzeb za pogrzeb, dublura za dublurą, starzejąc się, przeglądając się w sobie z coraz większym wysiłkiem. Aktorzy zaludniają miasto, znikają, pojawiają się nowi. W filmie pojawia się cała galeria fantastycznych aktorów – jest znakomita, dawno przeze mnie nie widziana Dianne Wiest. Jest Michelle Williams w jednej z głównych ról (podobnie jak w “Moim tygodniu z Marylin” gra aktorkę próbującą poznać sens zawodu), jest Emily Watson, już nie mówiąc o cudnym żarcie zaangażowania do filmu jako rodziców Cadena pysznej pary z mojego ukochanego filmu Woody’ego Allena “Tajemnicy morderstwa na Manhattanie” Lynn Cohen i Jerry’ego Adlera (u Allena państwo House).

Film Charliego Kaufmana nieoczywisty, zaskakujący, otwierający głowę, abstrakcyjny, baśniowy, w gruncie rzeczy przejmujący i bolesny. Ale właściwie nie mogłem spodziewać się innego filmu po scenarzyście jednego z filmów, które bardzo wysoko cenię, czyli “Być jak John Malkovich”. Bo “Synkdocha Nowy Jork” to reżyserski debiut Kaufmana, debiut bezkompromisowy, znaczący, łamiący granice opowiadania. Od wczoraj myślę zarówno o roli Philipa Seymoura Hoffmana jak i w ogóle o filmie, który jak “Być jak John Malkovich” zapewne będzie raz po raz wskakiwał do mojej głowy.

I tyle jeszcze można by powiedzieć. Ale to już jutro.