Bardzo mnie to cieszy. Dzisiaj po raz kolejny miałem spotkanie z młodzieżą. W ubiegłym miesiącu byłem gościem liceum im. Czackiego, dzisiaj byłem gościem liceum im. Dobiszewskiego przy ulicy Dolnej, które skończyły na przykład Ewa Szykulska i Bożena Dykiel. Liceum Dobiszewskiego co roku organizuje coś, co nazywa się Tygodniem Kultury i zaprasza różnych autorów, artystów, polityków, postacie życia społecznego. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony przygotowaniem prowadzących rozmowę uczniów – mili dziewczyna i chłopak, potrafiących odnaleźć się nie tylko w przygotowanych pytaniach, ale także w rozmowie spontanicznej, do której doszło. Później bardzo ciekawe pytania z sali, pytania innych uczniów. Bardzo inspirujące, świeże, niebanalne. Jedna z uczennic powiedziała, że zazdrości mi wywiadów ze Zdzisławem Beksińskim i Cesarią Evorą. A potem jeszcze rozmowa z nauczycielami w gabinecie dyrektora. Kiedy dowiedziałem się, że mama pani Katarzyny uczyła Ewę Szykulską, zaproponowałem: “Zadzwońmy do Ewy”. I zadzwoniliśmy. A młodzież z liceum im. Dobiszewskiego spotyka się jutro z panią prezydentową Anną Komorowską. Naprawdę podziwiam ich chęć rozmowy, zainteresowanie. Poza tym myślę zawsze, że to są moi przyszli czytelnicy, którzy być może sięgną po moje kolejne książki. I w ogóle mi z tego powodu miło. Dlatego między innymi tak chętnie zgadzam się na te spotkania w liceach, takie jak to dzisiaj zorganizowane przez pana Bronisława Kądzielę, koordynatora “Tygodnia Kultury”.
Wczoraj pisałem o spektaklu “Sierpień” w Teatrze Studio i już nie napisałem, że byłem wczoraj z wizytą u pani Marii Iwaszkiewicz, córki Jarosława, z którą miałem częste kontakty, kiedy z Izabellą Cywińską pisałem scenariusz fabuły o Powstaniu Warszawskim na Stawisku “Tak Raj”. Pani Maria w fenomenalnej formie intelektualnej. Rozmawialiśmy o trzecim tomie Dzienników, również o wspólnej podróży pani Marii z Ojcem do Włoch, opisanej przez niego w dziennikach, i pani Maria nie tylko pamięta świetnie Palermo, nie tylko pamięta, że po raz pierwszy jadła tam homara, ale w ogóle hotele, w których się zatrzymywała, mapy, mówi o tym, którymi ulicami szło się na plażę, jakby to było wczoraj. I myślę, że ktoś w końcu powinien to zapisać, zarejestrować, nie wiem. Przecież taka pamięć to skarb.
Cały weekend pracowałem nad rozmową z panią Julią Hartwig, która ukaże się w dwóch częściach, w marcu i kwietniu w miesięczniku “Bluszcz”, i już dziś namawiam do lektury. Właściwie nie ma dnia, żebym nie wracał do wierszy pani Julii, żebym nie sięgał po jej książki. Ciągle coś tam odkrywam i odnajduję dla siebie.
JULIA HARTWIG
RÓWNOCZEŚNIE
Być wszędzie w tej samej niemal chwili
nie ruszając się z miejsca
Kto w mojej głowie przewraca kartki dawno przeczytanych książek?
Kto cofa czas moich własnych wydarzeń?
Z dzieciństwa ten jeden wciąż powracający obraz
mnie małej usypianej w ramionach spacerujących po poddaszu
starszych braci (Kiedy to widzę nie tracę z oczu
morza od którego zawiewa chłodny wiatr)
I zaraz bez żadnego ostrzeżenia
to ciepło i ból: farma w Pirenejach
kolacja w altanie pod żarówką oblepiona ćmami
na stole chłopskie jedzenie i majacząca w oddali hiszpańska granica
(A tu dziewczyna zbiera naczynia ze stolików
biegnący brzegiem morza chłopiec rozpryskuje stopami fale
Francuz który siedzi obok – skąd znalazł się nad tym polskim morzem?
– nawołuje swego synka bawiącego się w piasku:
“Jeremie, tes chaussures!”
Teraz sypnęły się na niebie mewy rozstrzelonym szykiem
i opłynęły niebo jak lekka eskadra znikających w dali samolotów
Widać stąd stojące na redzie statki
– Co robią tam teraz marynarze? Piją klną że nie mogą wyjść na ląd
czy może układają się do snu bo słońce zniżyło się już nad horyzont -)
Dobrze jest tak siedzieć w obcym miejscu wśród nieznajomych ludzi
Nikt nie zapyta cię o to co jest ci drogie
(z tomu “Nie ma odpowiedzi”, Warszawa, Sic!, 2001)