O człowieku, który uratował Monarchię

Lionel Logue
Lionel Logue

Lubię proste historie w kinie. Taką jest niewątpliwie filmowa opowieść Toma Hoopera “Jak zostać królem” (angielski tytuł lepiej odnosi się do fabuły “King’s Speech” – czyli “Mowa króla”) z Colinem Firthem, nagrodzonym za rolę Jerzego VI nagrodą Złotego Globu. A że dobre proste historie często mają siłę rażenia i potencjał na stworzenie oryginalnego filmu, to i rozumiem czternaście nominacji dla “King’s Speech” do Brytyjskich Nagród Filmowych BAFTA. Kolejny dowód na to, że opowieści leżą na ulicy (albo na dworze…). Nic prostszego, po abdykacji brata, Edwarda VIII, uwikłanego w romans, książę Albert (dla rodziny i przyjaciół Bertie) zostaje królem Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, czyli królem Jerzym VI.

Jednak jak rządzić, budować autorytet i przemawiać do narodu (zwłaszcza w tak trudnym czasie), nie mogąc publicznie wydusić z siebie słowa? Król Jerzy VI przeraźliwie się jąka. Małżonka, królowa Elżbieta szuka różnych lekarzy, nauczycieli i metod. Tak trafia do domu Lionela Logue’a (w tej roli charyzmatyczny Geoffrey Rush, pamiętany choćby z głównej roli w filmie “Blask”). Logue początkowo nie wie, kto ma być jego pacjentem. Kiedy odmawia przyjmowania poza swoim biurem, słyszy, że chodzi o księcia Alberta. Stawia jednak warunek: książę musi przychodzić do niego. Namówiony przez żonę Bertie, pojawia się u Logue’a, jednak szybko chce przerwać dosyć osobliwą, eksperymentalną terapię. Logue daje do zrozumienia, że tutaj są sobie równi, że będzie nazywał go tak, jak rodzina, zakazuje mu palić i w ogóle traktuje dosyć szorstko. Mimo to książę Albert wraca do Logue’a a kuracja zaczyna przynosić efekty. Jednak szybko orientujemy się, że to coś więcej niż wizyta u logopedy. Logue staje się właściwie jego psychoterapeutą.

Monologi Colina Firtha są wspaniałe, kiedy jako książę Albert próbuje powiedzieć Logue’owi coś ważnego, kiedy próbuje uniknąć jąkania, wtrąca przekleństwa, śpiewa, wykrzykuje, wydobywa z siebie nieludzki pisk. To najpiękniej wyjąkane monologi, jakie słyszałem.

Tłem jest w filmie oczywiście historia, gorączka przedwojenna, wybuch II wojny światowej, rola Jerzego VI, już króla, wobec toczącej się wojny. Tom Hooper używa jak najprostszych środków na opowiedzenie tej historii, budowanie napięcia. Pod monologi Bertiego podkłada muzykę symfoniczną. Przepiękna jest scena, w której król Jerzy VI w radiowym przemówieniu ma odnieść się do rozpoczętej właśnie wojny. Logue właściwie dyryguje swoją jednoosobową orkiestrą, król staje się wspaniałym solistą, muzyka i napięcie rosną. Porównałbym tę scenę do głuchego Beethovena dyrygującego orkiestrą w filmie Agnieszki Holland “Kopia mistrza”. Towarzyszą im podobna energia, emocja, temperatura i napięcie. A więc prosty temat – jąkający się król, jego być może jedyna słabość, wspaniały przepis na znakomite kino.

Oczywiście nie byłoby tego filmu bez aktorstwa Colina Firtha i Geoffreya Rusha. Roli Rusha bynajmniej nie uważam za drugoplanową. Dla mnie to rola równorzędna. Jest nauczycielem, przyjacielem, psychoterapeutą króla, może jego jedynym krytykiem.

Wielka scena w katedrze Westimnsterskiej, w której dochodzi do konfliktu między królem a jego nauczycielem dykcji. Logue właściwie jest tu królewskim błaznem, siada na tronie. Król Jerzy VI jest w tej scenie właściwie gotowy go zabić. Logue wie, że nic mu nie grozi, bo nie zabija się błazna. Żartuje nawet, że nie boi się wtrącenia do lochu. W tej prostej historii jest jednak coś więcej. Rola królewskiego lekarza, nauczyciela dykcji, czy w końcu błazna jest najlepszą rolą samego Logue’a, w rzeczywistości niespełnionego aktora. Geoffrey Rush gra to tak, jakby Logue obserwował sam siebie, jakby tę swoją rolę u króla malował różnymi barwami, jakby próbował różnego tonu, jakby w końcu był w stanie zobaczyć i odczuć swoją wielkość.

Colin Firth zagrał wspaniale, ale dla mnie to Geoffrey Rush jest królem tego filmu, charyzmatyczny, przenikliwy, czasem chłodny, a czasem nazbyt emocjonalny. To Geoffrey Rush i historia Lionela Logue’a poruszają mnie najbardziej. Syn Logue’a Mark, wspólnie z Peterem Conradim napisał książkę, której tytuł w zasadzie więcej mówi o filmie Toma Hoopera: The King’s Speech: How One Man Saved the British Monarchy (Mowa  króla: jak pewien człowiek uratował Monarchię Brytyjską).

King\’s Speech