Leżeć na mchu

Przedziwny jest czas, który tu spędzam, co pewnie zauważyłeś, a ja potrzebowałem tak przedziwnego czasu, czasu, gdy godzinami leżę na murze winnicy i gapię się na deszczowe chmury, które nie chcą stąd odejść, albo na dalekie pola, które stają się coraz dalsze, kiedy ma się w oczach tęczę, albo gdy siedzę w ogrodzie i opowiadam dzieciom bajeczkę (zwłaszcza sześcioletniej blondyneczce, o której kobiety mówią, że jest milutka), albo buduję zamki z piasku, albo bawię się w chowanego, albo rzeźbię stoły, co – Bóg mi świadkiem – nigdy dobrze nie wychodzi.

*

Mój wuj musiałby nam załatwić posadę w Hiszpanii albo pojechalibyśmy do Ameryki Południowej czy na Azory, na Maderę.

Na razie mogę tu mieszkać jeszcze do 25 sierpnia. Jeżdżę dużo na motocyklu, dużo się kąpię, długo wyleguję nagi w trawie nad stawem, do północy jestem z pewną dokuczliwie zakochaną dziewczyną w parku, przerzucałem już siano na łące, zmontowałem karuzelę, po burzy pomogłem drzewom, pasłem, a wieczorem zapędzałem do domu krowy i kozy, grałem dużo w bilard, chodziłem na długie spacery, piłem dużo piwa i byłem już nawet w templu.

(…) Jest gorąco, a po południu mam tańczyć w lesie.

*

Ale ponieważ mam dużo pracy, a tu świeci słońce, w pustym biurze wpadłem na niemal doskonały pomysł, którego realizacja jest niezwykle tania. Moglibyśmy zamiast planowanego nocnego życia z poniedziałku na wtorek zorganizować piękne życie poranne, spotkać się o piątej czy wpół do szóstej przy figurze Maryi – nie może nam bowiem przy tym brakować kobiet – i iść do Trocadero albo na Kuchelbad, albo do Eldorado. Możemy potem, jeśli nam będzie pasowało, wypić kawę w ogrodzie nad Wełtawą albo też oprzeć się o plecy Josci. Obie rzeczy byłyby godne pochwały. W Trocadero przecież nie zrobilibyśmy sobie krzywdy; będą milionerzy i jeszcze bogatsi, którzy o szóstej rano nie mają już pieniędzy, a my przybyliśmy ot tak, ograbieni przez inne winiarnie, teraz niestety do ostatniej, aby, ponieważ tego nam trzeba, wypić maleńką kawę i tylko dlatego, że byliśmy milionerami – albo jeszcze jesteśmy, któż to wie o poranku – stać nas, by zapłacić za drugą filiżaneczkę. Jak widać nie trzeba do tego nic prócz pustej portmonetki, a tę mogę Ci pożyczyć, jeśli chcesz.

*

A piszę, że jestem bardzo szczęśliwy i że byłoby wesoło, gdybyś tu był, w lasach są bowiem rzeczy, o których można by dumać latami, leżąc na mchu.

*

Człowiek bowiem tak się cieszy, że dokonał czegoś absolutnie koniecznego (to oczywiście zawsze musi się dziać tak samo, jakże inaczej moglibyśmy utrzymać się przy życiu, by chodzić do kina – niech Pani nie zapomni o dzisiejszym wieczorze – gimnastykować się i brać prysznic, by mieszkać samemu, by jeść dobre jabłka, by spać, gdy się już wyspało, by być pijanym, by mieć kilka spraw, które przeminęły, by wziąć gorącą kąpiel zimą, gdy jest już ciemno, i kto wie, po co jeszcze), człowiek tak się więc cieszy, mam na myśli, że skoro po prostu tak się cieszy, robi po prostu coś zbytecznego, a właśnie z tym, co nieomal konieczne, daje sobie spokój.

*

Wszystko jest bowiem lepsze niż pisanie listów, leżeć na łące i jeść trawę jest lepiej.


“Mroczny” Franz Kafka – “Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców” (WAB, Warszawa 2012), przekład Anna i Robert Urbańscy. Cieszę się, że ta książka wyszła w końcu w Polsce.