gałąź obsypana jabłkami

Słońce jak balija. – Tak mówiło się na wsi, na której kiedyś mieszkałem. Majówki ciąg dalszy. Przedwczoraj, przesycony prozą Anny Boleckiej “Cadyk i dziewczyna”, której część akcji rozgrywa się w Otwocku i nad rzeką Świder, nagle zapragnąłem nad tym Świdrem pospacerować. To był wspaniały pomysł. Cudowna pogoda, dzikie zejścia do rzeki, skarpy, podgryzione przez bobry drzewa uginające się pod własnych ciężarem, zapach kwitnących pokrzyw i suchych od słońca szyszek, kwitnące na biało koniczyny. Z rzadka ktoś biwakujący na skarpie, oparty o drzewo, przy większym zakolu rzeki kilka rodzin, dzieci kąpiące się, ktoś nagle galopuje lasem na białym koniu. Zupełnie jak w innym, odrealnionym świecie. A może to właśnie, dwadzieścia kilometrów od Warszawy, jest realne? Spokój, śpiew ptaków, zrelaksowani ludzie?

Wczoraj dostałem od kogoś numer kwartalnika “Śląsk” z 1987 roku, a w nim wywiad z Ireną Conti, którą znałem. Mówi, że poezja jest dobrym cieniem człowieka. Szkoda by zgubić takie zdanie. Ciągle czytam poezję. Jest mi po prostu potrzebna. W tym wywiadzie mówi też Irena dużo o Iwaszkiewiczu, o swoich przekładach jego tekstów: “W Iwaszkiewiczu była Italia(…) Iwaszkiewicz bez Włoch byłby po prostu inny. Od Stawisk na Sycylię droga daleka, ale to połączenie złożyło się razem na tę specyficzną temperaturę Iwaszkiewiczowską. Nieprzypadkowo nazywa on w Ogrodach swą Sycylię ziemią spełnienia(…) Spojrzenie Iwaszkiewicza na Sycylię  nigdy nie miało w sobie nic z estetyzującej literatury krajobrazu, nic z cudzoziemskości. Pół wieku jego powrotu na tę wyspę i szczególny typ wrażliwości sprawiły, że udało mu się podsłuchać głosy tej ziemi. Iwaszkiewiczowska wizja literacka mitów sycylijskich jest także głęboką zadumą nad dniem dzisiejszym. I tak jak we wszystkich swoich podróżach do Polski, do Włoch, do Świata, do Człowieka – stworzył i tu pomost między wczoraj a dziś, między sposobem odczuwania człowieka współczesnego, a kanwami, pojęciami ciągłości, zakodowanymi w pamięci genetycznej dawnych pokoleń. Z tych starych partytur umiał odczytać opowieść tej ziemi. Uhonorowanie nagrodą literacką było dla Iwaszkiewicza wielkim przeżyciem. Widzieliśmy to wszyscy tego wieczoru, kiedy wręczano mu nagrodę. Mówił swoje wiersze po polsku, a ja mówiłam je po włosku. Załamywał mu się głos, wszyscy mieliśmy ściśnięte gardła. Od tego czasu minęło już prawie dziewięć lat. Przed kilku laty przetłumaczyłam jego Starego poetę. I teraz nie ma spotkania, żeby nie prosili mnie, na Sycylii o ten wiersz: przeczytaj, powiedz Starego poetę”.

Takie wspomnienie, taki obraz zamknięte między strony starego pisma. Przeglądam ten stary kwartalnik, czytam recenzje książek, które i dla mnie dzisiaj są nowe, bo zapomniane. Tyle zapomniano.

Przepisałem te zdania Ireny Conti w gruncie rzeczy dla Małgosi, autorki mojego ulubionego bloga india.blog.onet.pl bo cały ten blog wrośnięty mocno w Iwaszkiewicza, w jego poetycką i prozatorską ziemię.

Co nie jest zapisane nie istnieje, powtarzałem zawsze jak mantrę. Thomas Bernhard idzie o wiele dalej – co zapisane może zostać wymazane, zapomniane, zniszczone. Ale przecież mimo tego zniszczenia, zapomnienia i wymazania, i tak będzie, aż ktoś trafi, odnajdzie, usłyszy.

Odczytać opowieść ziemi, jak radzi Irena Conti. Magnolia chyba zadomowiła się na dobre, bo rozwinęła liście. Przyglądam się jej codziennie. Po prostu cieszę się, że rośnie.

przeprowadzka do Stawiska, 1928 rok

JAROSŁAW IWASZKIEWICZ

STARY POETA

I

Poeta mówi:

Żono! Widzisz te dwie muchy

na parapecie okna

zabite muchozolem

Tyleż one znaczą we wszechświecie

co nasze martwe ukochane psy

co leżą tu pod kamieniem

Pamiętasz ten wyraz Tropka

gdy mu się coś mówiło

a on nie rozumiał

marszczył czoło skupiał się

i nie rozumiał

Bo był zwierzątkiem

My też nie rozumiemy

Patrz mówią do nas obłoki

zorze gwiazdy

wiatry

a my nie rozumiemy

Mówią do nas przestrzenie

niebieskie

mówią drzewa rozwijające się

mówią kwiaty

rosną i mówią

a my nie rozumiemy

I tak już będzie

Będziemy we wszechświecie

jak te dwie martwe muchy

jak te dwa zdechłe psy

jak dwie nicoście

One też kochały

i chciały zrozumieć

II

Poeta mówi:

Żono! nie odchodź

Zostań chwilę ze mną

Chcę być sam

A kiedy ty odejdziesz

Zaraz przyjdą tacy:

Tuwim przyjdzie

z gałęzią wielkich jabłek

jak ta co zabrał

z naszego srebrnego wesela

Czesław zaraz przyjdzie

taki młodziutki jak wtedy

kiedy przyjechał z Wilna

ze słowami: ubóstwiam pana

na ustach

Tolek przyjdzie

tak jak w Aidzie

kiedy opowiadał bajki Marysi

przyjdzie Olek z papugą

motyl przyleci

co kiedyś wleciał do naszej

sypialni wielki i osobliwy

Tak się zaludni

dookoła

Nie odchodź

bądź przy mnie

Bo chcę być sam

sam

taki zupełnie sam

III

Poeta mówi:

Żono!

Byliśmy kiedyś młodzi

widzieliśmy ocean w Skagen

i Barcelonę

i Matterhorn i Dent du Midi

mieliśmy przyjaciół

gadaliśmy z Lechoniem

z Witkacym z Sartre’em

zachłystywaliśmy się Proustem

czytaliśmy Jądro Ciemności

Annę Kareninę

Popioły

A teraz jesteśmy starzy

jesteśmy sami

Kłócimy się

szukamy ciągle

pogubionych książek

Chustek

zapałek

okularów

A kiedy będziemy przed Panem Nicości

już zaraz

nic to nie będzie znaczyło

że byliśmy piękni

że tańczyliśmy na chłopskich weselach

i na królewskich pokojach

I nikt nas nie zapyta

o nasze muchy

nasze psy

nasze pogubione książki

chustki do nosa

i okulary

(z tomu “Mapa pogody”, Czytelnik, Warszawa, 1980).