jeszcze Pani Irena

Irena Kwiatkowska w dniu swoich 98. urodzin

Przez lata warszawski adres: ul. Tamka 49 m. 40. Balkon na ulicę Ordynacką. Pani Irena lubiła na balkonie czytać. Wiem, bo okna mojego mieszkania przy ul. Okólnik 11 A, wychodziły na Ordynacką i balkon Pani Ireny. Jej ulubione miejsce – park za Akademią Muzyczną na Okólniku. Trudno się dziwić – zwłaszcza latem okna Akademii były otwarte a do parku wpadały dźwięki z prób orkiestr, szlifowanych wokaliz. Pani Irena karmiła gołębie. Mieszkać w tym miejscu pod koniec lat 90. to dla młodego człowieka prawdziwa lekcja kultury. Po tym samym parku za Akademią Muzyczną spacerował Tadeusz Konwicki z żoną. Niedaleko, przy Wareckiej mieszkał Edward Dziewoński. Zdarzało mi się spotkać Panią Irenę w Ogrodzie Saskim, na ławce przy dużej fontannie albo na Kopernika lub Nowym Świecie, kiedy szła do Teatru Polskiego. Spacerowała samotnie, ale nie broniła się przed rozmowami. Potem wyprowadziłem się, ale tak zapamiętałem tamten fragment Warszawy. Później usłyszałem, że Pani Irena wyprowadziła się na Urysnów. Byłem jeszcze na jej kolejnych urodzinach, na 95. w Hotelu Bristol była w znakomitej formie, wskoczyła na zaimprowizowaną scenkę i bardzo dowcipnie opowiadała. Ostatnie, 98. urodziny obchodziła w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Czekaliśmy w ogrodzie. Pani Irena miała odsłonić „ławeczkę humoru” – ławeczkę, która wygrywa jej piosenki i monologi, kiedy ktoś na niej usiądzie. Moment pojawienia się Pani Ireny był właściwie wstrząsem, trudnym do opanowania wzruszeniem. Została przywieziona na wózku, wyglądała jak królowa opatulona wielkim futrem, królowa, którą przecież była. Fizyczna niemożność i też – takie odniosłem wrażenie – duchowa nieobecność – Pani Ireny były dla mnie wielkim przeżyciem, bo trudno pogodzić się z tym, że Ktoś tak ważny, kto ukształtował całe pokolenia, w tym i moje wychowane na dzięcych nagraniach „Ptasiego radia” czy „Czerwonego kapturka”, naprawdę odchodzi, naprawdę gaśnie. W stronę Pani Ireny rzucili się fotoreporterzy, robili zdjęcia, Pani Irena już nie pozowała. Ale była tam z nami i to było ważniejsze. Później rodzina posadziła Panią Irenę na ławeczce, usłyszeliśmy z głośnika jej piosenki i to zderzenie fizycznej prawdy i artystycznej metafizyki sprzed lat było jeszcze bardziej uderzające a przesłanie tej sceny czyste: Legenda Ireny Kwiatkowskiej nie zgaśnie, nawet, kiedy Pani Ireny już z nami nie będzie – tak wtedy pomyślałem. Zaczęły się uroczystości, Pani Irena siedziała rzecz jasna w pierwszym rzędzie. Artur Andrus, który prowadził imprezę zażartował, że chociaż w takiej sytuacji śpiewa się 200 lat, to jednak najstarsza mieszkanka Ziemi żyła lat 122 i prosi, żeby odśpiewać Pani Irenie 130 lat i tak zrobiliśmy żartując i zdaje się bawiło to Panią Irenę, która kiedyś powiedziała, że „śmiech jest poważną sprawą” a zapytana, o  to, jak rozmawia z Bogiem, odpowiedziała: „nigdy nie proszę – dziękuję”. Dla Pani Ireny tego dnia śpiewali i grali wybitni artyści, siedziała w otoczeniu swojej najbliższej rodziny i przyjaciół, ale czekaliśmy wszyscy, że jednak przemówi. Ważne było, by przemówiła. Kiedy pod koniec uroczystości podsunięto Pani Irenie mikrofon powiedziała, że dziękuje i że uroczystość była bardzo miło. – To był kolejny dowód na istnienie Pani Ireny. Znów była, wiara w jej siłę wróciła. Była jak ktoś bliski w rodzinie, kto nawet jeśli odchodzi w pokoju obok, to przecież wciąż jest.

Kanon na nowy blog, odcinek 42

Dzisiaj o swoich najważniejszych książkach opowiada

Agnieszka Drotkiewicz, pisarka:

  1. Heinrich Böll, Portret grupowy z damą – „książka-świat”, fresk historyczny, poprzez losy Leni Gruyten opisujący półwiecze dziejów Niemiec, od lat ‘20 do ‘50. Książki Bölla wyróżnia brak patosu, empatia, jego geniusz polega – moim zdaniem – na tym, że nie stał się ironiczny, na tym, że nie będąc naiwny, wciąż miał nadzieję i pozostawiał ją czytelnikowi.
  2. John Maxwell Coetzee, Powolny człowiek – diagnoza samotności, próba jej przezwyciężenia, a także refleksja na temat literatury, bohatera literackiego, akcji. Elizabeth Costello, tytułowa bohaterka innej książki Coetzee’go, w bardzo ciekawej roli.
  3. Gustave Flaubert, Pani Bovary – książka ukochana nie tylko przeze mnie – Le Magazine Littéraire z 2007 podaje, że była to jedna z ulubionych książek Prousta, Joyce’a, Nabokova, Pereca. Faulkner czytał ją ponownie każdego roku, zaś Mario Vargas Llosa powiedział kiedyś, że tak, jak dla Oscara Wilde’a największą tragedią życia była śmierć Lucjana de Rubempré, tak dla niego największą tragedią była śmierć Emmy Bovary.
  4. Michel Houellebecq, Poszerzenie pola walki – „Ta książka to absolutny punk rock” – powiedział mi Michel Houellebecq, kiedy robiłam z nim wywiad. Książka, która jest świadectwem depresji, a zarazem programem literackim Houellebecqa. Niezwykle smutna i niezwykle śmieszna.
  5. Elfriede Jelinek, Amatorki – tak samo jak wyżej – bardzo smutno i bardzo śmiesznie. Koszmar austriackiej prowincji, która dla autorki jest lustrem dla całego świata, opisany ze znieczulającym, genialnym poczuciem humoru. Jedna z ważniejszych książek feministycznych, jakie znam.