Elementarz

W telewizyjnym “Pytaniu na śniadanie” goście z przypiętymi do ubrań żonkilami. Wyraz pamięci o wydarzeniach sprzed siedemdziesięciu lat, o powstańcach z warszawskiego getta, którzy nie mierząc sił zdecydowali stawić opór nazistom. Żonkile podobno co roku dostawał przesyłką Marek Edelman. Podobno nie znał nadawcy, ale niósł kwiaty pod pomnik Bohaterów Getta. Uruchamiam wyobraźnię i myślę sobie, czy żonkile przysyłała mu łączniczka Irka, która postanowiła pozostać bezimienna, usunąć samą siebie z historii? Myślę o tych wszystkich bezimiennych, którzy nie zdążyli stawić oporu. Myślę o tych, którzy nie byli dowódcami, których imiona przewijają się w relacjach i wspomnieniach, a przecież nigdy nie traktowano ich jak bohaterów. Myślę o łączniczkach z getta. Irenę znałem blisko piętnaście lat. Lubę miałem poznać w Izraelu dwa lata temu. Byliśmy umówieni. Nie odbierała telefonu. Kilka dni później dowiedziałem się, że zmarła tuż przed moim przylotem. Jej córka, która nigdy nie była  w Polsce, jak wiele dzieci z pokolenia urodzonego w Izraelu, powiedziała: “Gdyby przyjechał pan tydzień wcześniej, mama zdążyłaby panu dużo powiedzieć, bo była do końca sprawna”. Zrozpaczony wysłałem wtedy smsa do Hanny Krall, że właśnie przyjechałem i Luba właśnie zmarła, że nie zdążyłem. Odpisała mi: “Tyle razy nie zdążyłam. Taki mamy zawód”.

Obejrzałem wczoraj wieczorem piękny koncert z Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie inaugurujący 70. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. Izraelska Orkiestra Filharmoniczna pod dyrekcją Zubina Mehty, wspaniały koncert skrzypcowy Juliana Rachlina, na którego koncercie byłem rok wcześniej na Zamku Królewskim (grał wtedy z pianistą Itamarem Golanem), artyści Teatru Żydowskiego, którzy zaśpiewali hymny Polski, Izraela, a także powstańców z warszawskiego getta. Bardzo doniosły i ważny moment.

Symcha Rotem (Kazik Ratajzer) w swoim domu w Jerozolimie. To zdjęcie zrobiłem pod koniec 2011 roku, publikuję po raz pierwszy..

Wczoraj w Teatrze Wielkim Operze Narodowej był jeden z najważniejszych z powstania w warszawskim getcie, Symcha Rotem (Kazik Ratajzer), bez wątpienia bohater, który przez lata, nigdy o swoje bohaterstwo nie walczył ani nie upominał się o pamięć o sobie. Teraz wychodzą o nim książki, powstają filmy. Jest tym trochę zaskoczony. Ale opowiada ze swadą, chociaż – jak mi powiedział w ubiegłym roku – nie chce już wracać do przeszłości, za mało czasu zostało mu, by wracać wciąż do tych samych zdarzeń. Ale jeszcze dwa lata temu sporo mi opowiedział. Nagrałem wtedy dużą rozmowę z Kazikiem Ratajzerem w jego domu w Jerozolimie. Jedno z moich najważniejszych spotkań.

W książce “Bohater z cienia”, którą o Ratajzerze napisali Witold Bereś i Krzysztof Burnetko znacząca scena:

“Świt i znowu Niemcy skradający się pod murami. I strzały. A przede wszystkim – najpierw armatki, potem ciężkie karabiny maszynowe, potem miotacze ognia. Bojowcy duszą się w dymie i smrodzie palonych ścian. Odskokami, między niemieckimi salwami, wycofują się z jednej kamienicy do drugiej. Niemcy podchodzą, kamienicę palą doszczętnie, otwierają ogień. Znowu: armatki, ciężkie karabiny maszynowe, miotacze ognia. I dym. Gorąco. Kurz. Smród. I znowu odskok. I znowu Niemcy. I znowu płomienie…”

A powstańców garstka. Walczą.

Kiedy chodzę ulicami Warszawy, bezkarnie przechodzę ślady po murze getta warszawskiego, myślę o Warszawie, jaka była, myślę o tamtym powstaniu i bohaterskich powstańcach. Pamięć jest ważna i jej przekazywanie. Te żonkile w dniu 19 kwietnia też mają znaczenie. Dzisiaj warto poczytać o tamtym czasie, “Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall wstrząsa siłą relacji. Myślę, że to jedna z tych książek, które budują świadomość.

Marek Edelman odszedł cztery lata temu. Mimo to w kolejne rocznice jego urodzin do mieszkania Pauli Sawickiej, gdzie mieszkał, przychodzą ludzie, aby go wspominać, aby tego dnia ze sobą pobyć. To samo 19 kwietnia.

Ukazuje się właśnie książka tekstów i wypowiedzi Edelmana “Mówi się prosto, jak się wie”.  Żeby wiedzieć, trzeba umieć pamiętać. Pamiętanie to powinność, bo niczyje życie nie zaczęło się dopiero z chwilą narodzin. Pamiętajmy. Nie tylko o bohaterach. Pamiętajmy o Ali z Elementarza, Alinie Margolis-Edelman, bo to jej imię otworzyło nam prawdziwe życie, bo księgę słów, księgę znaczeń, księgę prawdziwych wtajemniczeń.