Just Kids

Just Kids

Wygłupiają się na ulicy, ekscentrycznie ubrani. Jest Nowy Jork, rok 1967 albo 68. Kilka osób się im przygląda. Kobieta: “Zrób im zdjęcie, to pewnie artyści”. Mężczyzna: “Daj spokój, to tylko dzieciaki”. Z takich okruchów wspomnień utkana jest autobiograficzna opowieść legendy rocka Patti Smith “Just Kids” (stąd tytuł – Tylko dzieciaki), książka, za którą dostała w ubiegłym roku najważniejszą nagrodę literacką Ameryki, National Book Award. To nie jest pierwsza książka Patti Smith, którą znamy nie tylko z koncertów rockowych ale i mocnych, ważnych tekstów, jakie zawsze pisała. W ubiegłym roku wiele nagród zgarnął też dokument o artystce “Dream of Life”. National Book Award potwierdziło też jej znaczenie jako pisarki. Bo “Just Kids” to w gruncie rzeczy zapadająca w pamięć, rozwibrowana ale i napisana z dystansu autobiograficzna powieść, powieść faktu.

Tamtego dnia, na nowojorskiej ulicy, starsze małżeństwo szeptało o egzotycznych postaciach późniejszej nowojorskiej bohemy Patti Smith i fotografiku Robercie Mapplethorpie. Ona uciekła do Nowego Jorku z amerykańskiej prowincji. Od dziecka wiedziała, że będzie artystką, tylko nie wiedziała w jakiej dziedzinie i jak to osiągnąć. Zakochana w Arturze Rimbaudzie marzyła o podróży do raju egzystencjalistów, Paryża. On wyrwał się z chorobliwie katolickiej rodziny i też marzył o zostaniu artystą, i podobnie jak Patti Smith nie wiedział, jak tego dokonać. Ale zrządzenia losu są od tego, żeby ścieżki się ze sobą krzyżowały i tak zupełnie nieoczekiwanie Patti Smith wpadła na Mapplethorpe’a i właściwie to spotkanie i zmieniło i naznaczyło ich życie. Nauczą siebie prawie wszystkiego. Dzięki Robertowi Patti zacznie pisać, a później też występować i nagrywać płyty. Dzięki niej Mapplethorpe poświęca się najpierw rysunkowi, potem malarstwu, w ogóle sztuce plastycznej robiąc też różne kolaże i kompozycje, a w końcu poświęci się całkowicie fotografii.

Są młodzi, głodni życia, chciwi emocji i bardzo chcą odnaleźć swoją drogę. Są też w sobie śmiertelnie zakochani i nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Zmieniają kolejne mieszkanka, studia i lofty, w każdym z nich próbują zbudować swój dom. Wzajemnie się inspirują. Patti Smith pozuje Robertowi, ma znaczny wpływ na jego pracę. Robert słucha jej tekstów, pozwala pisać dla siebie, chce jej teksty dopełniać swoimi kolażami. Ciągle są siebie głodni, nawet wtedy, kiedy Robert odnajduje swoją prawdziwą tożsamość, kiedy zaczyna spotykać się z mężczyznami, kiedy wyjeżdża do San Francisco, mekki amerykańskich gejów, żeby poznać siebie tak jak to tylko jest możliwe, posmakować obskurnych lokali i zejść do piwnic i darkroomów. – To zresztą będą ważne motywy jego twórczości. Patti Smith też poznaje innych, spotyka się z muzykami i dramaturgami. Robert opowiada jej o swoich wtajemniczeniach i emocjach, przedstawia jej swoich mężczyzn. Wciąż są razem, wciąż pewni, że zostali dla siebie stworzeni. Przebiega przez nich ta sama linia energetyczna. Chociaż to on był, jej zdaniem, zawsze krok do przodu: “Kiedy czytałam Geneta, było tak, jakby to on stawał się Genetem”. W innym miejscu: “O czym myślisz? – zapytałam. – Nie myślę, ja czuję” – odpowiedział.

Patti wspiera Roberta w jego próbie przeniknięcia do środowiska znaczących nowojorskich artystów, jego bogiem jest Andy Warhol, czego Patti do końca nie rozumie, a jednak co wieczór przebiera się, aby razem z nim znaleźć się w Fabryce Warhola, czy w klubach, w jakich się pojawiał. Walczy o jego miejsce w nowojorskiej bohemie. Walczą z kłopotami, z biedą i głodem. Robert postanawia zarabiać pieniądze na ulicy, oddawać ciało innym mężczyznom. Patti go nie napomina. Boi się o niego, z niepokojem czeka, aż wróci, ale nie krytykuje tego wyboru. Sama pracuje w różnych miejscach, najchętniej w księgarniach. Ona znalazła swój sposób na życie – szpera w nowojorskich antykwariatach, wyszukuje pierwszych wydań ważnych książek, kupuje je za grosze a sprzedaje za tyle, ile pozwala zapłacić miesięczny czynsz za wynajęcie mieszkania czy atelier.

Kiedy Robert zaczyna poważnie chorować, Patti Smith jest przy nim. Zamieszkują w słynnym hotelu Chelsea, w którym mieszka tylu artystów, tyle osobliwości i opowieści. Właściciel często godzi się, aby artyści mieszkali tu płacąc swoimi dziełami. W przylegającej do hotelu restauracji pojawiają się Janis Joplin czy Jimmy Hendricks. To jest ich miejsce na ziemi. Patti Smith znakomicie rysuje tło bohemy nowojorskiej lat 60. Na kartach tej książki pojawiają się ważne postaci dla światowej kultury, wówczas podobne do niej i Roberta dzieciaki.

W końcu Robert poznaje mężczyznę swojego życia. Patti Smith wychodzi za mąż, a jednak nie przestają być blisko. Nawet jeśli kontakt urywa się na chwilę, zawsze są w stanie sobie pomóc, wesprzeć się, ucieszyć sukcesami. Kiedy Mapplethorpe choruje na AIDS Patti Smith jest blisko. Jedzie do niego jeszcze ze swoją rodziną, chce żeby ich sfotografował. On robi jej ostatnie zdjęcia. Kiedy Robert umiera kończy się też ważny rozdział jej życia, ale jedynie rozdział, bo powieść o nich pisze się w niej dalej, staje się jednym z najważniejszych doświadczeń. Dlatego, gdzieś pod koniec tej opowieści pisze: “Ścieżki, które się krzyżują, spotkają się jeszcze raz”. I jednym zdaniem, omal jedną kreską, pokazuje, kim był.

“Był kimś, kto nigdy nie był obcy”.

Książkę wydał w Stanach HarperCollins, ilustrowana jest fotografiami z archiwum Patti Smith, czyniąc tę publikację jeszcze bardziej intymną. Mam nadzieję, że w Polsce znajdzie się wydawca, który zainteresuje się tą książką.