świat od nowa

Dawno nie pisałem. Zastanawiam się nad powodami. To prawda, że jestem bardzo zajęty, ciągle w podróży albo pisaniu albo dokumentacji do dwóch książek. Ale prawdą jest też, że to był trudny, stawiający opór rok. W Polsce i na świecie. Rok sporu, nieustannie podgrzewanego konfliktu, agresji i braku życzliwości. To był rok jak w kapsule, w której nie możesz stanąć na nogi. Czułem się tak, jakbym nie mógł zrobić kroku do przodu. Nawet jeśli go robiłem, to czułem jakieś spętanie, ktoś mnie cofał.

Nie przypominam sobie żadnego roku, który byłby do tego podobny. Roku bez spokoju, czasu na refleksję, a nawet jeśli refleksja była, to po chwili rozbijały ją atomy. Pisanie bloga, a myślę, że jestem jednym z pierwszych blogerów w kraju – kiedyś wziąłem nawet udział w pierwszym filmie dokumentalnym o blogach – dawało mi radość, możliwość zatrzymania się, wyznaczało rytm dnia. Miałem potrzebę prowadzenia dialogu z Czytelnikiem. Nawet w czasach, kiedy podobnie jak teraz, miałem dużo pracy – bo i książki, i wyjazdy, i szkolenia, jakie prowadzę – blog był jak otwieranie okna, jak wpuszczanie tlenu. Nie wiem, czy to minęło bezpowrotnie? Nie wiem, czy ta forma się wyczerpała? Wiele razy logowałem się na to konto z myślą, że dzisiaj napiszę, opowiem. Za każdym razem coś odbierało mi energię. Miniony rok odebrał mi bardzo dużo energii. Ale wiem, że to, co możemy, co powinniśmy robić, to robić swoje, najlepiej jak umiemy, aby rozwijać siebie i spróbować rozwijać przestrzeń wokół nas. Więc trzymam się swojego pisania, wywiadów, śledzę i dokumentuję nowe historie. Opowiadam rzeczywistość z przekonaniem, że nie jest czarna, biała, czerwona albo szara. Z przekonaniem, że jest złożona, skomplikowana, że ma swój podziemny puls, swoją historię, niejedno źródło i niejedną perspektywę.

Od kilku lat dokumentuję portret dwóch ważnych dla mnie reporterek, Oriany Fallaci i Teresy Torańskiej. Prawdziwych wirtuozek wywiadu, choć każda z nich miała swój własny, niepodrabialny styl, inny charakter, inny pogląd na ten zawód. Były tytankami pracy, wyznawczyniami szczegółu, zostawiły niezwykle bogaty portret swojej epoki.

We wszystkim, co piszę – myślę, że widać to w moich książkach – staram się opowiadać historie bohaterów i ich świata. Tego, co było wokół. Poprzez małą, codzienną historię, opowiadać tę Historię, która decyduje o naszym losie, często też naszym życiu. Staram się w każdym z tekstów wydobywać scenę, która opowie więcej.

Zofia Posmysz, autorka “Pasażerki” w mojej książce “Wolne” mówi o wyjściu z obozu koncentracyjnego. Otwarto bramę, więźniarki wyszły szczęśliwe ale i zdumione. I nagle zaczęły do obozu wracać. Bo co zrobią? Gdzie pójdą? Zofia Posmysz opowiedziała mi to jako ucieczkę od wolności.

Prof. Joanna Penson w książce “Było, więc minęło” opowiedziała mi, jak w pasiaku dotarła do Grand Hotelu w Łodzi, gdzie byli jej rodzice. O tym, jak weszła do hotelu, a tam jakby czas się zatrzymał w miejscu. Elegancki portier, czerwony dywan na schodach…

Barbara Krafftówna opowiadała mi, jak w latach 50., kiedy z Wrocławia przyjechała do Warszawy i zamieszkała u swojej przyjaciółki, były umówione na różne tajne sygnały, które świadczyły o tym, że mieszkanie jest bezpieczne. Bo rodzice koleżanki byli w stalinowskim więzieniu i nieustannie pojawiał się ktoś, kto chciał zrobić przeszukanie, a może nastraszyć.

Teraz, pisząc książkę o Orianie Fallaci i Teresie Torańskiej też szukam takich scen, też szukam takich odniesień do rzeczywistości. Zostawiły nam skomplikowany obraz epoki i przepowiadały przyszłość, tego jestem pewny. Ich ostatnie zmagania “Wściekłość i duma” i “Smoleńsk” podjęły próbę opowiedzenia świata, który zaczyna się po raz kolejny, dotknęły rewolucji, jaka nas dotyczy, chcemy tego, czy nie.

Bardzo chciałbym, aby ta książka była też po prostu ludzkim portretem. Aby pokazała je w swoich codziennych zmaganiach. Z ich radościami, wątpliwościami, lękami, z ich donośnym głosem.

Obie nie bały się mówić, co myślą. Obie próbowały uświadomić. Wychodziły poza samą próbę opisu. Dokumentując ich historię, przeglądając archiwa, wiem, jak głębokie miały poczucie obywatelstwa. Dzisiaj zmaltretowana to cecha. Zabierały głos nie tylko w swoich tekstach, ale upominając, dzwoniąc do decydentów, pisząc listy, wyrażając swój sprzeciw.

Marzy mi się planeta świadomych obywateli, którzy upominają się o prawdę. Marzy mi się planeta skupionych na swojej pracy perfekcjonistów. Marzy mi się planeta ludzi, którzy ją po prostu kochają – pamiętając o przeszłości, ale i myśląc o przyszłości. Planeta, w której sztuka jest najważniejszym dokonaniem, przestrzeń miejscem współistnienia człowieka i przyrody, architektury i nowych zdobyczy, polityka jest rozmową społeczeństwa, a szacunek całkowicie wyparł ignorancję.

Może stąd moja trudność w komunikowaniu się tutaj? Może stąd wolałem zamknąć się we własnym świecie i we własnej pracy?

Więc pytam, słucham, rozmawiam, zapisuję, staram się zrozumieć, opisuję, chcę zobaczyć więcej.