Czy Salvador Dali to pudło?

Naprawdę należymy tu do jakiegoś podziemia. Trafiłem dzisiaj w “Wyborczej” na wyniki badań czytelnictwa przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową. 56 procent Polaków w ogóle nie czyta książek, ale to jeszcze nic, bo ponad połowa badanych nie dotrwała do trzeciej strony w jakimkolwiek tekście. Znaczy to więc, że nie tylko nie czytamy książek, ale w ogóle nie czytamy. Najbardziej zdumiała mnie wypowiedź zamieszczona w tekście w Wyborczej (napisanym przez Romana Pawłowskiego):

– Okazuje się, że w Polsce można studiować, nie czytając żadnych książek, można być lekarzem i nie czytać literatury specjalistycznej, być prawnikiem i nie czytać dzienników ustaw czy wykładni przepisów – komentowała Izabela Koryś, socjolog z Pracowni Badań Czytelnictwa.

A to jest już niebezpieczne. Ma na nas bezpośredni wpływ. Nikt przecież nie chce trafić do lekarza, który się nie rozwija ani do prawnika, który nie zna wykładni przepisów. Koleżanka powiedziała mi wczoraj, że w szpitalu rozmawiała z pewnym profesorem, który śmiejąc przyznał się, że nie zna żadnego języka obcego, nawet angielskiego, a kiedy zapytała go, w jaki sposób śledzi badania, już mniej wesoło odpowiedział “śledzę tłumaczenia”, chyba jednak zawstydzony własną ignorancją.

Kilka lat temu przeczytałem książkę, która do dzisiaj nie wychodzi mi z głowy. To powieść “Porządek alfabetyczny” Juana Jose Millasa, książka o świecie, który gubi słowa, o upadku świata bez słów, w gruncie rzeczy o barbarzyństwie.

Trzeba by przeprowadzić gruntowną zmianę. Zacząć pracę w szkole od “kreatywnego myślenia”, później uczyć miłości do książki – do literatury i do książki-przedmiotu. Nie zanudzać, a zachęcać. Sam w podstawówce niewiele czytałem. W liceum trafiłem do szkolnej biblioteki, pod skrzydła cudownej Krystyny Graban, która mnie i innych kolegów tak naprawdę uczyła czytać. To znaczy uczyła nas dobrej literatury, podsuwała tytuły, które nie były lekturami, a które mogły nas pobudzić, zaintrygować, a czasem może zezłościć – w ten sposób podtrzymywała z nami rozmowę o książkach. Pamiętam gorące dyskusje o pamiętniku Salvadora Dalego pod hasłem: “czy Dali to jest tylko pudło, czy pudło z prezentem w środku”.  W bibliotece starogardzkiego liceum prowadzono naprawdę gorące rozmowy nie tylko wokół kupy Salvadora Dalego, którą tak precyzyjnie opisywał.

Pamiętam, kilka lat temu z Agnieszką Drotkiewicz zostałem zaproszony do jury pewnego konkursu literackiego dla młodzieży. Przeczytaliśmy nadesłane na konkurs prace, żywo spieraliśmy się w czasie wyboru laureatów, w końcu zapytaliśmy organizatorów, jakie są nagrody dla młodzieży. Usłyszeliśmy, że słowniki i encyklopedie. Na szczęście organizator jeszcze ich nie kupił. Trzeba było nas wtedy słyszeć. Wszelkimi sposobami przekonywaliśmy, że lepiej wydać te pieniądze na bulwersujące książki. To znaczy na powieści i zbiory wierszy, które można czytać z wypiekami albo po prostu, które naprawdę trafią. Sami zrobiliśmy listę takich tytułów. Słowniki i encyklopedie spełniają swoją funkcję, ale nie wierzę, by miały wpływ na chętniejsze czytanie.

24 października 1954 Czesław Miłosz pisał do Alberta Camusa: “Nie doszukuję się w Panu mistrza, lecz kogoś, kto by choć trochę uzasadnił moją egzystencję”. – Cudnie jest trafić na takie zdanie i szukać dalej, nie przestawać szukać.

Kot Tutka przewraca się z boku na bok. Myślę, obserwując tę małpę, że koty śpią około dwudziestu godzin na dobę. Poza tym trochę udają, że polują i już zupełnie nie udają, że jedzą. Wszyscy, którzy zdecydowaliśmy się na koty, tak naprawdę żyjemy u nich. Ja na pewno mieszkam u Kota.

Zapytałem Romę, czy mogę tu zamieścić jej nowy wiersz. Zgodziła się.

ROMA JEGOR

KOTY

Wszystkie nasze koty

Umarły razem z babcią

Nie chodzą już na dziwki

Nie śpiewają nocami

Nie myślą o bitej śmietanie

Jeszcze czas jakiś

Siedziały na schodach

Jakby ciągle tam była

Płacząc w futro nocy

Widziały niewidzialne

W pustych ptasich gniazdach

Świeciły jej pod nogi

Zieloną latarką

Wszystkie nasze koty

W końcu poszły za nią

Po nitce do kłębka

W niebieski korowód

Bo rano było tylko

Bardzo zimnym ranem

Bez śladu kociej sierści

Na spodeczku chłodu

*

Kanon na nowy blog, odcinek 26

O swoich najważniejszych książkach opowiada

Renata Kamińska, nauczycielka:

  1. Teresa Grabowska, Stare fotografie – czytałam jako nastolatka, opowiedziana tam historia zrobiła na mnie takie wrażenie, że do dziś doskonale ją pamiętam. To opowieść 14-letniej dziewczynki o wojennej codzienności, powstaniu, pierwszej miłości i okrucieństwie śmierci, która zabiera ukochane osoby. Bardzo mocno wczułam się w postać głównej bohaterki, niemalże czułam przeżywany przez nią ból, zdolność empatii została mi do dziś.
  2. Antoine de Saint – Exupery, Mały Książę – za piękno myśli tam zawarte
  3. ks. Jan Twardowski, Myśli na każdy dzień – za wiarę, pokorną, cichą, taką, jaka jest mi bliska, za mądrość, za naukę odkrywania sensu życia, za sposób podejścia do drugiego człowieka pełen miłości i dobra. Od kilku lat nieprzerwanie czytam zawarte tam słowa ks. Jana Twardowskiego. Kiedy kończę, zaczynam czytać od początku i za każdym razem dostrzegam coś nowego, coś sobie uświadamiam, czegoś się uczę. Chciałam wybrać jakiś zbiór poezji ks. Jana, ale nie potrafiłam zdecydować się na jeden.
  4. Hanna Krall, Trudności ze wstawaniem – to było moje pierwsze spotkanie z reportażem, zachwyt pozostał do dziś. Bardzo sobie cenię twórczość Hanny Krall, zainteresowanie reportażem zrodzone pod wpływem napisanych przez nią tekstów przełożyło się także na fascynację twórczością innych reportażystów takich jak  Ryszard Kapuściński, Wojciech Tochman, Mariusz Szczygieł i inni.
  5. Biblia – kiedyś miałam ambicje przeczytania jej w całości… od deski do deski, po kilku próbach zrezygnowałam, ale sięgam do niej często, by zrozumieć, by szukać odpowiedzi na różne pytania, by czerpać nadzieję, by umieć odczytać różne symbole pojawiające się w innych tekstach.