Biegnij, Remek, biegnij!

Jerzy Kosiński w Czytelniku, w tle żona Kiki, księgarnia Czytelnika, istniejąca do dzisiaj, świetna księgarnia, 1988, foto Włodzimierz Wasyluk/Reporter

Ktoś z Czytelników, a przy okazji autorów blogów książkowych napisał mi dzisiaj, żebym wrócił do pisania bloga, bo nie ma co czytać przy kawie. To bardzo miłe i obiecałem od razu poprawę, przypominając sobie te wszystkie lata (a bloga pod różnymi adresami prowadzę naprawdę odkąd blogi wymyślono) własną regularność i to jak blog wyznaczał mi nie tylko rytm ale i motywował do pracy. To się zmieniło o tyle, że teraz do pracy motywować się nie muszę, bo z niej po prostu nie wychodzę. Stale jestem albo w czytaniu (najczęściej zawodowym) albo w pisaniu. Albo przygotowuję się do spotkań, albo biegnę na nie.

W niedzielę w Teatrze Żydowskim kolejne spotkanie z mojego autorskiego cyklu “Bagaże kultury”. Tym razem tematem jest JERZY KOSIŃSKI. TAJEMNICE. Więc znów czytanie, uczenie się, wybieranie fragmentów do lektury na spotkaniu, film, który pokażemy “Sex, kłamstwa i Jerzy Kosiński” w reż. Agnieszki Piotrowskiej. Jerzym Kosińskim interesuję się od dawna. “Malowany ptak” dotknął mnie kiedyś do żywego i nie jest dla mnie ważne, czy to prawda, czy fikcja, czy to powieść autobiograficzna czy nie. Ważne, co porusza, jak dotyka. W filmie Agnieszki Piotrowskiej chyba Roman Polański mówi, że to nie ma znaczenia, czy Kosiński przeżył to, co opisał czy też ma to w sercu. I zgadzam się. Moja nowa powieść “Złodzieje koni” zaczyna się paroma zdaniami, które napisałem o prawdzie i fikcji. Napisałem, że powieść i życie zawsze są prawdziwe.

Przecież i powieść i życie mają swój własny świat, swój własny kosmos emocji, wspomnień, wyobrażeń. Prawdy i ułudy. Dlatego i jedno i drugie tak bardzo wciąga.

Kosiński być może traktował swoje życie jak powieść. W filmie pada kilkakrotnie to, że stworzył siebie samego na nowo. Ale najpiękniejsze chyba, co tam zostało powiedziane mówi jego żona, Kiki, rozumiejąca go jak mało kto, wspierająca go i w pracy i w jego obsesjach. Mówi, gdzieś na końcu, że każdy chciał wyrwać fragment dla siebie, że każdy, kto go poznał, chciał mieć Kosińskiego dla siebie, i on w każdej z tych osób jest, żyje.

Zadziwiające, jak został zniszczony, zepchnięty. Bo co może gorszego spotkać pisarza niż oskarżenie o to, że sam nie pisał swoich książek. Całą tę sprawę wnikliwie i naprawdę obiektywnie opisał Henryk Dasko w swojej niezwykłej książce “Odlot malowanego ptaka”. Kocham tę książkę (są w niej też eseje o innych pisarzach), mało chyba znaną i mało docenioną. Któregoś razu, po latach zobaczyłem ją na półce w księgarni i musiałem kupić, chociaż mam egzemplarz. Podarowałem pani prof. Joannie Penson, bohaterce mojej książki “Było, więc minęło” w myśl naszych wielu rozmów o niszczeniu Lecha Wałęsy, o łatwym ferowaniu wyroków, o jakiejś perwersyjnej satysfakcji z wyrzucania bohaterów przez okno, z ich dekapitacji. Coraz więcej barbarzyńców w ogrodzie.

A ogród coraz piękniejszy. Trele najpierw pojedyncze, później liczniejsze, narastające, po chwili cały chór – jak opowiadała mi ostatnio jedna z bohaterek książki, nad którą aktualnie pracuję. Jej tytuł to “Obecność”. Temat, który staje się dla mnie obsesyjny. Bo chciałbym zatrzymać to, co minęło. Chciałbym wierzyć, że trwa. Było, więc minęło – napisała Wisława Szymborska.

Kosiński był częścią każdej z osób, dla których był ważny. Ale stał się wolnością – mówiła przez łzy jego żona. Jak silna musiała to być obecność, skoro ciągle do niego wracamy. Jak bardzo musiał siebie stworzyć na nowo.

Bardzo się cieszę na to niedzielne spotkanie, w którym wezmą udział Iza Kuna, Leopold Rene Nowak, Ksawery Jasieński i Paweł Sala.

Gonię, bo pracy dużo. Więc biegnij, Remek, biegnij!