Tamten czas

Wczoraj, po długim czasie u pani Marii Iwaszkiewicz. Pojechałem z Izabellą Cywińską. Pani Maria przywitała nas w drzwiach z tak promiennym uśmiechem, jakby cała była z optymizmu, a to przecież u nikogo niemożliwe. Piękny umysł, wspaniały intelekt, otwarta głowa. Fizyczność coraz trudniejsza, a umysł młody, dowcipny, ironiczny, błyskotliwy, iskrzący. Kiedy rozmawia się z panią Marią, ożywają wszystkie legendarne postaci, jakie znała, jakie bywały na Stawisku albo które znała w Warszawie, i znów rozmowy o Powstaniu, o pełnym domu ludzi, o Waldorffie i Mieciu w szlafmycach, o Jerzym Zawieyskim, Nałkowskiej, Miłoszu, o wspaniałej pani Zofii, która do dzisiaj rezyduje na Stawisku (od sześćdziesięciu lat, kiedy zaczęła pracować u Iwaszkiewiczach, mówi pani Maria: od śmierci moich rodziców Zosia słyszy, jak chodzą w domu, mówi – o, słyszałam kroki pani, szła do kuchni, jak zawsze, a pan do gabinetu, to przecież naturalne, że chodzą tak, jak za życia). Pani Maria Iwaszkiewicz jest absolutną skarbnicą wiedzy o przedwojennym i powojennym świecie inteligencji. Mówi do nas: “No przecież szkoda nie skorzystać z mojej pamięci, póki się nie popsuła, zadzwoniłam do Zeszytów Literackich i zaproponowałam współpracę, chcę jeszcze spisać to, co wiem”.

Rozmowy o ludziach i zwierzętach. Teraz mieszka pani Maria z kotem, który – jak to kot – chodzi swoimi drogami, ale wraca. Wspaniałe, darowane popołudnie. Przypomniało mi się natychmiast, co mówiła Danuta Szaflarska na spotkaniu w “Gazeta Cafe”: “Przecież wiek nie musi mieć zawsze coś wspólnego z człowiekiem”.

Rozmawialiśmy też o tym, jak wielu pisarzy poszło w zapomnienie, ilu się nie wznawia. Na szczęście Iwaszkiewicz trwa, jego książki są i będą, jestem przekonany, zawsze ważne. Będzie czytany i odkrywany na nowo, przez kolejne pokolenia. Sam od lat odkrywam Iwaszkiewicza wciąż na nowo. Podziwiam jego krystaliczną dykcję i fenomenalną konstrukcję tekstów. Budowanie atmosfery i napięcia poprzez niedopowiedzenia. Nieosiągalne mistrzostwo.

W swojej książce “Z pamięci” pisała: “Ojciec nieraz bardzo długo nosił się z jakimś projektem, wracał do niego. Czasem z pierwotnego pomysłu zostawał tylko w notatkach spis osób. W chwili, kiedy zasiadał do pisania, tekst – jak sam mówił – wylewał się z niego w stanie niemal gotowym. Świadczą o tym jego rękopisy z bardzo małą ilością skreśleń, wstawek”.

Mam ochotę znów sięgnąć do listów Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Pani Maria znów obudziła i tamten dom, i tamten świat.