emocje

Dzisiaj będzie również o skupieniu. Byłem niedawno na premierze “Mazepy” w Teatrze Polskim, obok mnie siedziała dziewczyna, która doprowadzała mnie do szału patrzeniem w komórkę. Trzymała na kolanach torbę, co chwila ją otwierała, sprawdzała przez telefon pocztę i facebooka, wysyłała coś, chowała torbę, trzymała na niej dłonie, kiedy wyczuwała wibracje telefonu, otwierała torbę, czytała, odpowiadała i tak dalej. Po pierwsze rozpraszało mnie światło z komórki, po drugi denerwował jej brak skupienia. I trudno mówić, że jej spektakl nie wciągnął, bo wisiała utrzymana tego telefonu już od pierwszej sceny.

To samo nagminnie się dzieje w kinie, gdzie zresztą coraz częściej widzowie pozwalają sobie na rozmowy telefoniczne.

Nie mówiąc już o używaniu komórki (często niepotrzebnie) na spotkaniach zawodowych i towarzyskich, wyjściach do restauracji na przykład.

Po prostu nie jesteśmy w stanie utrzymać swojego skupienia już właściwie na niczym. Naprawdę musiałyby się dziać jakieś losowe, tragiczne historie, żebym miał w teatrze czy kinie włączoną komórkę. Przyszedłem dla siebie, przyszedłem się skupić, wejść w inną rzeczywistość, coś zyskać a nie coś stracić. A może już nie chcemy zyskiwać?

W sobotę na Zamku Królewskim wysłuchałem fantastycznych sonat Beethovena w wykonaniu genialnego skrzypka Juliana Rachlina i wspaniałego pianisty Itamara Golana. Prawdziwa uczta. Zapierająca dech Wielka Sala Zamku Królewskiego, z freskami na sklepieniu, kryształowymi żyrandolami wypełniona muzyką doskonałą, wykonaniem najwyższej próby. Uwielbiam sonaty Beethovena. Inny wymiar. To był inny wymiar. Czas absolutnego skupienia.

Wczoraj w Teatrze Polskim “Wielki Gatsby” w reżyserii Michała Zadary. No, trudno, mimo zaangażowania całego teatru, grania na scenie, w foyera, z samochodem i motorem na scenie, fantastyczną scenografią, deszczem i co tam jeszcze, nic mnie to nie obeszło. W żaden sposób mnie nie poruszyło, dotknęło, oczarowało i tym podobne. Nie poczułem dosłownie nic. Szkoda.

Dzisiaj od rana czytam o ataku Adama Bielana na Teresę Torańską, w związku z nieautoryzowanym wywiadem, jaki się ukazał w “Newsweeku” i krew mnie zalała. Zarzucać jednej z naprawdę niewielu dziennikarek i dziennikarzy kierujących się etyką zawodową, manipulację i łamanie etyki dziennikarskiej, to szczyt. I to poseł do Parlamentu Europejskiego. Kim jest pan Adam Bielan, że sobie na to pozwala? To co – nie wiedział, że rozmawia z dziennikarzem? Nie wiedział, co mówi? Liczył, że będzie mógł zablokować swoją wypowiedź? Dziennikarze nie są na usługach polityków. A ktoś, kto decyduje się na wywiad ma również zobowiązania wobec dziennikarza. Całą sytuację oceniła pani dr Maria Łoszewska-Ołowska, ekspertka prawa prasowego. Zgadzam się z każdym zdaniem jej wykładni:

Dziennikarz ma udawać

Bielan grozi Teresie Torańskiej sądem. Torańska uniesie ten proces, nie mam wątpliwości. Może to przynajmniej rozpocznie dyskusję o roli dziennikarza, o zawodowej etyce, o miejscu dziennikarza w społeczeństwie, ale też o poziomie dziennikarstwa w ogóle, bo Teresa Torańska to dzisiaj jedna z niewielu latarni wskazujących drogę w tym zawodzie, drogę zgodną z prawdą, etyką i moralnością. Od lat mówi o powinnościach i obowiązkach dziennikarzy. Walczy o rolę i znaczenie naszego zawodu. Od lat walczy o jakość, wbrew temu, co obowiązuje dzisiaj w mediach. Paradoks, że to właśnie Torańską pewien pan Bielan chce ciągać po sądach. Groza. Po prostu groza.

Dużo emocji ostatnio. Z jednej strony protest ludzi teatru przeciwko niekompetencji urzędników, z drugiej chęć walki o znaczenie zawodu, o jakość mediów, o zawodową solidarność.

*

Już w peesie – wyszedł nowy numer “Zwierciadła”, gdzie moja rozmowa z aktorem Marcinem Bosakiem. Wychodzi jutro nowy numer “Bluszcza”, gdzie druga część mojej dużej rozmowy z Julią Hartwig.

A poza tym 23 kwietnia o godz. 19.00 w Gazeta Cafe (ul. Czerska 8/10) będę prowadził spotkanie z Bogusławem Lindą, w związku z premierą spektaklu “Merylin Mongoł” w Teatrze Ateneum (z Agatą Kuleszą i Marcinem Dorocińskim), w jego reżyserii.