niektórzy lubią poezję

Julia Hartwig

Tak się złożyło, że spotkanie, jakie miałem zaszczyt prowadzić z panią Julią Hartwig w Domu Spotkań z Historią na Karowej w Warszawie, odbywało się dzień po tej bardzo przygnębiającej informacji o odejściu Wisławy Szymborskiej. I tak, zupełnie naturalnie, wieczór rozpoczął się od rozmowy o Wisławie Szymborskiej. Później, w trakcie spotkania, zapytałem panią Julię, czy często czyta poezję i co czytała tego dnia. Odpowiedziała, że oczywiście “wiersze Wisławy”, bo tylko tak można pożegnać Poetę.

Michał Rusinek mówił w “Gazecie Wyborczej”, że Poeta jest, kiedy poezja jest. Człowiek odchodzi, ale poeta zostaje.

Mimo potężnego mrozu na spotkanie z panią Julią Hartwig przyszła bardzo duża publiczność i była tego dnia magiczna, wyjątkowa atmosfera tego zetknięcia się z poetką i jej poezją. Zapytałem, czym jest pełnia wiersz i czym jest pełnia życia. Pani Julia, z charakterystyczną dla siebie lapidarnością, odpowiedziała: “pełnia wiersza to jest nic dodać nic ująć, a pełnia życia to jest dodać, ale z umiarem”. I jest to zdanie, które na pewno będę z sobą nosił długo. I w ogóle było mi bardzo, bardzo miło, że miałem możliwość poprowadzenia tego spotkania, wszak Julia Hartwig należy do najściślejszego kręgu poetów, bez których żyć nie potrafię. Jakkolwiek patetycznie to brzmi.

Światy poetyckie Wisławy Szymborskiej i Julii Hartwig są zupełnie inne, być może pobratymstwa nie ma, ale są moim zdaniem wiersze, które ze sobą rozmawiają.

JULIA HARTWIG

DUSZA

Przez całe życie wie że jest nieśmiertelna

działając w śmiertelnym ciele

Ciałem myśli i czuje bywa poważna i żartobliwa

ciałem dotyka i kocha i patrzy

i szaleje i krzyczy i boli ją i nienawidzi

Jakże będzie to czynić pozbawiona ciała

Kiedy myślimy o tej która odeszła

też oblekamy ją w ciało

mówiąc: spotkamy się wkrótce

i staramy się utrzymać ją przy sobie

choć zawsze pragnęła mieć więcej przestrzeni

*

WISŁAWA SZYMBORSKA

NAD STYKSEM

To Styks, duszyczko indywidualna,

Styks, duszyczko zdumiona.

Usłyszysz bas Charona w megafonach,

popchnie cię ku przystani ręka niewidzialna

nimfy, z ziemskiego przepłoszonej lasu

(wszystkie tutaj pracują od pewnego czasu).

W rzęsistych reflektorach ujrzysz każdy szczegół

żelbetonowej cembrowiny brzegu

i setki motorówek zamiast tamtej łódki

ze zbutwiałego przed wiekami drewna.

Ludzkość zwielokrotniła się i to są skutki,

duszyczko moja rzewna.

Z dużą dla krajobrazu szkodą

budynki pospiętrzały się nad wodą.

Bezkolizyjny przewóz dusz

(miliony pasażerów rok po roku)

jest nie do pomyślenia już

bez magazynów, biur i doków.

Hermes, duszyczko malownicza,

przewidzieć musi na parę lat z góry,

jakie gdzie wojny, jakie dyktatury,

a potem łodzie rezerwowe zlicza.

Na drugi brzeg przejdziesz gratis

i tylko przez sentyment do antyku

są tu skarbonki opatrzone w napis:

Uprasza się nie wrzucać nam guzików.

Wsiądziesz w sektorze sigma cztery

do łodzi tau trzydzieści.

W zaduchu innych dusz zmieścisz się, zmieścisz,

konieczność tego chce i komputery.

W Tartarze też ciasnota czeka wielka,

bo nie jest on, jak trzeba, rozciągliwy.

Spętane ruchy, pogniecione szaty,

w kapsułce Lety niecała kropelka.

Duszyczko, tylko wątpiąc w zaświaty

szersze masz perspektywy.